Jak tak dalej pojdzie, to bedziemy ze Star co rusz wzajemnie sie natychac tematami do postow. Nawet nie wrzucam linkow, bo blog Star jest zamkniety na klodke i tylko dla wybrancow, wiec kto go czyta, ten wie, a kto nie czyta, to i tak nie bedzie mogl wejsc, wiec linkowanie mija sie z celem. Krotko chodzi o brak zahamowan przed zapukaniem do calkiem obcych drzwi i poproszenie o jakas grzecznosc, skorzystania z toalety lub poproszenia o jedzenie. I tu przypomniala mi sie akcja sprzed lat, kiedy to zmuszeni bylismy do chodzenia po prosbie.
Byl rok 1990, lipiec bodaj a moze juz sierpien, a my jechalismy do Polski pokazac nasze nowe dziecko urodzone w maju tegoz roku, a wiec liczace sobie jakies dwa miesiace, moze trzy, juz tak dokladnie nie pamietam, w kazdym razie byla bardzo malenka. Owsik mial wtedy ze trzy latka, Najstarsza cos ze 7. Samochod zaladowany po sufit, na tylnym siedzeniu same dzieciece foteliki albo lupinki dla niemowlat, Owsik dodatkowo wyposazony w Kotztüte (torebke foliowa do wymiotowania), bo nie bylo jazdy, zeby nie rzygala. Zreszta tak samo jak ja w jej wieku. Dodatkowo bagaznik pelen jakichs gownien z Aldika na prezenty, tanich rajstop, mydelek, plynow do kapieli i innych takich, ktore jeszcze wtedy rodzine i znajomych cieszyly.
Wyprawa miala miejsce jak zwykle w nocy, zeby pasazerki z tylu jak najwiecej czasu spedzily na spaniu, a nie na marudzeniu, kiedy dojedziemy i takie tam, rodzice znajo. Przypominam, ze przed soba mieliemy przekraczanie dwoch granic, z odpowiednio dlugim czekaniem na kazdej, a potem zwykla szosa, miedzy innymi przez srodek miasta Poznania, bo nie bylo ani obwodnic, ani zadnych autostrad, nawet w planie. Czyli wyprawa jak na ksiezyc. Trzeba wiec bylo zadbac o aprowizacje. Dla nas i Najstarszej byly kanapki, Owsik mial zakaz jedzenia, napakowany byl jakimis aviomarinami, a dla Najmlodszej byla butelka, bo pokarmu niestety nie mialam. Zrobilam kardynalny blad, bo zamiast cieplej wody w termosie i odmierzonej porcji proszku mlecznego w butelce, przygotowalam gotowa do spozycia mieszanke. Na szczescie Najmlodsza przesypiala juz prawie cala noc, wiec nie trzeba bylo karmic jej po drodze, za to rano, kiedy sie obudzila, zaczela glosno domagac sie jedzenia. Zatrzymalismy sie wiec w jakims lasku celem nakarmienia rozwrzeszczanego niemowlaka. Bylo tak ok. 5.00 rano. Powysiadalismy rozprostowac nogi, napic sie kawy i czegostam dla dzieci, a ja wyjelam gotowa mieszanke, zeby zatkac wrzeszczaca paszcze. Kiedy jednak otworzylam butelke, zeby przelozyc smoczek, siknal z niej w niebo strumien zwarzonego mleka o zapachu wymiocin. No i klops na wiankach! Dziecko wrzeszczy glodne, do Lodzi mamy jeszcze jakies 100 km, czyli jazdy na co najmniej 2 godziny, a dzieciak az sie zanosi. Co z tego, ze mialam proszek mleczny, skoro nie mialam przegotowanej wody ani mozliwosci jej przygotowania.
Najblizszym miasteczkiem byl Turek i tam postanowilismy poprosic kogos o pomoc. Zatrzymalismy sie przy pierwszej z brzegu chacie i, stojac grzecznie przed furtka, bo obejscia pilnowal rozjazgotamy Azorek, czekalismy az ktos sie zlituje i otworzy. Wyszla w koncu do nas gospodyni i kiedy uslyszala, czego nam potrzeba, natychmiast zaprosila nas do domu i biegiem nie tylko gotowala wode, ale tez ja dla nas studzila. Wszystkim starszym zrobila herbate i nawet chciala robic sniadanie, ale mielismy przeciez wlasne kanapki. W koncu zatkalismy wrzeszczaca od godziny paszcze Najmlodszej i nastala bloga cisza. Co za ulga! Maz naznosil jej z bagaznika cale narecza tych prezentow. Najpierw nie chciala w ogole nic przyjac, ale widac bylo, ze sie ucieszyla. W Polsce byl wtedy jeszcze lekki kryzys, a takie Aldikowe bzdurki chodzily za zagraniczne dobra, wiec obdarowni naprawde sie z nich cieszyli. My nie moglismy sie dosyc nadziekowac za serdecznosc i bezinteresownosc tej kobiety, ktora ugoscila nas, obcych w koncu ludzi, po krolewsku.
Pokrzepieni goraca herbata, ze spiacym spokojnie najedzonym dzieckiem, udalismy sie w dalsza droge.
Matko, co za koszmar. To znaczy super, że ta kobieta Was poratowała, ale mną wstrząsnęło wyobrażenie podróży w towarzystwie trojga dzieci, w dodatku własnych :)
OdpowiedzUsuńNiejedna taka podroz odbawalismy, ale ta byla chyba najgorsza.
UsuńTak jak pisalam u mnie, nie mam zadnych oporow w kwestii proszenia o pomoc, obojetnie jaka. Wychodze z zalozenia, ze najgorsze co mnie moze spotkac to odmowa.
OdpowiedzUsuńTwoja przygoda z wyprawa do Polski w tamtych czasach z trojka dzieci w tym jedno malenkie rzeczywiscie brzmi jak hardcore:)) Ale prosze, kobieta pomogla i jeszcze Was wszystkich ugoscila.
Ludzie z natury sa dobrzy tylko trzeba im dac szanse to pokazac.
Ale dla siebie jednak nigdy bym nie poprosila, bo ja moge poczekac. Ze wszystkim.
UsuńJa tez moge poczekac, w sumie da sie, dlaczego nie?
UsuńPytanie tylko po co? Cos sobie chce/musze udowodnic tym czekaniem?
Ja tam zawsze ide na latwizne:))
A ja pod krzak. :)))))
UsuńW miescie gdzie dom od domu zaledwie kilka metrow tez poszlabys pod krzak? :))
UsuńA my krzaczek.
UsuńPrzypomnialo mi sie w tej chwili choc powinno byc pod postem o obciachach. Moze mi ulecialo z pamieci bo to byl obciach grupowy. Otoz w pewnych czasach jezdzilo sie do Wiednia roznie, autobusem z wycieczka turystyczna (po rynkach, bazarach i sklepach) tez. Gdzies na trasie zaczely padac prosby o zatrzymanie sie na siku. Zatrzymalismy sie a noc byla, ze oko wykol. Po dowodczym okrzyku panie na prawo, panowie na lewo, albo odwrotnie, zenska plec przykucnela tworzac zwarty szereg wypietych tylkow. I nagle pelne oswietlenie na tylach. Okazalo sie, ze przystanek kierowca wybral po zakrecie i po swiatlach na mocno uczeszczanej trasie. Ciemno bylo i jasno jak cholera po zmianie swiatel, bo autka zaczely sie scigac, gazu dodawac i zmieniac swiatla na dlugie. Pisk byl taki jakby Tytanik tonal.
"A my za krzaczek" - mialo byc ZA
UsuńStar, w NY szukalabym parku albo przycupnelabym za smietnikami. :)
UsuńEcho,no faktycznie obciach straszliwy. Nalezy sie tylko cieszyc, ze nie doszlo do wiekszego karambolu na widok Waszych golych tylkow. :))))
Echo, dziekuje za te super historie:))) Wyobrazam sobie jak szybko te kobitki sikaly.
UsuńA ile z nich wciagnelo gacie ze strachu, nie przerywajac?
UsuńPantero, np. z mojej okolicy do najblizszego parku musisz isc ok. godzine lub jechac autobusem, na ktory tez trzeba poczekac. Smietnikow nie ma, bo stoja w glebi podworek a nie na widoku publicznym.
UsuńSmietnik dla przechodniow to zwykle wysoki kubel stojacy na rogu ulic a ruch samochodowy i pieszych duzy.
Moim zdaniem latwiej zapukac do obcych ludzi niz wypinac tylek na widok publiczny:))) ale co ja tam wiem co kto woli :P
Na Manhattanie podobnie tyle, ze ludzi wiecej a ubikacje sa tylko w duzych parkach typu CP pozostale male skwery nie maja ubikacji publicznych. Z tym, ze na Manhattanie latwiej, bo zawsze mozna wejsc do jakiejs knajpy zaplacic za kawe i skorzystac z lazienki. Ja tak czesto robie oczywiscie prosze zeby mi tej kawy nie podawano, bo to mijaloby sie z celem.
Tu nie ma miejskich ubikacji jak to w Polsce za dawnych czasow byly a moze ciagle sa.
Powinnas zatem zostac lokalnym politykiem i raz na zawsze zalatwic sprawe cierpiacych na przepelnienie pecherza moczowego biedakow. Tak sie nie godzi, to dyskryminacja i okrucienstwo. Myslalam, ze ten Wasz NY jest bardziej cywilizowany. Zginelabym tam marnie albo wciaz musiala chodzic w pieluchach. :)))
UsuńNo fakt, zdebilowałaś z tą mieszanką.Ale odważna z Ciebie kobieta- w życiu by mi nie przyszło do głowy by podróżować z takim maleństwem.Pierwszym wyjazdem mojej był wyjazd na odległość 35 km od Warszawy, nad Zalew Zegrzyński, do ośrodka wczasowego. Jak już miała 2 lata to jezdziliśmy z nią do NRD, i do Czechosłowacji. Ona w drodze była idealna.A o pomoc to musiałam raz prosić ludzi- w drodze do W-wy (wracałam z nią i pierwszym naszym psem z okolic Wyszkowa, był rok 1982)i wysiadł mi samochód.Luksusu w postaci komórek nie było, po drodze żadnego telefonu, sobota, pózne popołudnie. Przejrzałam w maluchu wszystko co mogłam, potem udało mi się zatrzymać 1 samochód, facet zajrzał w silnik, podumał i wzruszył ramionkami, więc poprosiłam go by zatelefonował do mnie do domu i powiedział mojemu mężowi gdzie stoję na szosie.To był jedyny kierowca, który się zatrzymał, a mijały mnie sznury samochodów.Naród gnał do domu na jakiś mecz piłki kopanej i jakaś baba stojąca na szosie obok samochodu była wrogiem, skoro zatrzymywała ludzi.
OdpowiedzUsuńGdy już byłam pewna, że przyjdzie nam nocować na poboczu(na szczęście miałam ze sobą śpiwór, jedzenie i picie), gdzieś tak około godz. 23,00 pojawił się mój mąż w samochodzie pomocy drogowej.Gość wymienił cewkę wysokiego napięcia i samochód ożył.A facet z Pomocy Drogowej tak na wszelki wypadek jechał do W-wy razem z nami- on na przedzie, my grzecznie za nim. A tak na marginesie- to, że pomogła wymiana cewki to był raczej przypadek, okazało się, że rozpirzony był nieco aparat zapłonowy.
Wtedy tego nie wiedzialam, ale dobrze sie stalo, ze pojechalismy z tak malym dzieckiem do Polski, przedstawic ja przede wszystkim prababci czyli mojej babci. Tego samego roku w pazdzierniku, czyli trzy miesiace pozniej, zmarla. Gdybym czekala az mala podrosnie, babcia nie mialaby okazji jej poznac.
UsuńPoza tym jednym przypadkiem, spowodowanym moim brakiem przewidywania, podroz przebiegla zupelnie bez zaklocen, mala byla bardzo spokojnym dzieckiem.
Jak dobrze, że poproszona o pomoc kobieta, nie odmówiła a wręcz przeciwnie, okazała ogromne serce. Takich zdarzeń, takich ludzi sie nie zapomina. Przypomniałam sobie, że będąc w ciaży też parę razy poprosiłam osoby w prywatnych domach o możliwosc skorzystania z ubikacji i nikt nie odmówił. Jednak ludzie potrafia pozytywnie zaskakiwać i to jest w życiu piękne!:-)
OdpowiedzUsuńMysle, ze dzisiaj nie mialybys tak latwo, ludzie sie zmienili, zaufanie do obcych drastycznie zmalalo. Im wieksza poboznosc, tym gorsi ludzie.
UsuńPamiętam nasze obozy wędrowne w latach sześćdziesiątych. Wielokrotnie korzystaliśmy z życzliwości gospodarzy. A to przenocowali naszą grupkę w stodole, pozwolili korzystać z kuchni, rozbić namioty w pobliżu pola itp. Żywność kupowaliśmy, ale bywało że dorzucili coś od siebie. Takiej jak Twoja sytuacji nie miałam i nie wiem czy bym miała odwagę zapukać do obcych drzwi, chociaż dla dziecka pewnie tak. Wydaje mi się, że dawniej ludzie bardziej życzliwi byli i mniej nieufni.
OdpowiedzUsuńEwo, przepraszam, ze sie wtrace.
UsuńDawniej ludzie byli bardziej zyczliwi i mniej nieufni?
Ale dlaczego?
Dlatego, ze mieli okazje wykazac sie zyczliwoscia, dlatego, ze nikt sie nie bal poprosic o pomoc. To nikt inny tylko my sami nastawialismy sobie nikomu do szczescia potrzebnych granic rzekomej przyzwoitosci i teraz wszyscy sie boja, nikt nikomu nie ufa i tez nikt nie ma okazji wykazac nawet odruchow przyzwoitosci.
Ja mieszkam w USA, gdzie za zapukanie do obcego domu mozna ponoc dostac kulke w leb, a jednak mi sie zdarzylo i zyje.
To my sami stwarzamy atmosfere strachu i wrogosci wobec siebie.
Ewa, dla siebie na pewno nie smialabym pukac do obcych drzwi, ale dla dziecka robi sie wszystko, zeby mu tylko dziob zatkac. ;)
UsuńJa z rodzicami przemieszczalismy sie z namiotem, proszac przypadkowych gospodarzy o miejsce na rozbicie namiotu i ewentualnie swieze produkty rolne, mleko, jaja, warzywa. Nigdy nie bylo z tym problemu, wszyscy bardzo serdecznie nas wpuszczali na teren i dbali o nas za jakas symboliczna zaplate.
Star, mnie sie wydaje, ze nieufnosc zaczela wynikac z coraz wiekszej przepasci w spoleczenstwie. Bogaci robia z domu twierdze, a ubodzy bezrobotni kombinuja, jak by im tu uszczknac. Podobnie jest w innych krajach, nie tylko w Polsce, choc tam te dyferencje az kuja w oczy.
UsuńAle te twierdze bogatych to sa w takich miejscach, ze nawet pracujacy i dosc dobrze prosperujacy czlonek klasy sredniej nie ma mozliwosci ich zobaczyc, wiec pukanie bezdomnego do nich raczej nie wchodzi w rachube.
UsuńZ drugiej strony mialam okazje spotkac w zyciu calkiem sporo naprawde bogatych ludzi i byli normalni. Mysle, ze to najczesciej nasza wyobraznia nie pozwala nam na normalne ludzkie reakcje po obu stronach. Taki strach przed wychyleniem sie. Ja nie mam takich oporow, jak bym miala papieska rezydencje po drodze to tez bym zapukala z pytaniem o mozliwosc skorzystania z lazienki.
Dlaczego nie, papiez tez czlowiek wiec lazienke musi miec:)))
Ja nie pisze o Polsce bo tam nie mieszkam, wiec moje doswiadczenia ograniczaja sie do tego co wyczytam w polskiej prasie raz na 3 miesiace lub co wyczytam na blogach.
Nie wierze, ze wpusciliby Cie do papieskiej rezydencji, moze u obecnego Franka, choc watpie. Gwardia Szwajcarska nie przepuscilaby baby za prog. :)))
Usuń:))) dlatego nie mieszkam w poblizu:))
UsuńAaaa...zapomnialam :)))))
UsuńTez mi sie zdaje, ze ufnosc badz jej brak, ma zwiazek ze spoleczenstwem, w jakim aktualnie zyljemy czy wtedy zylismy. Dzisiaj jest niestet yinaczej, dzisiaj wrecz ostrzega sie przed podaniem szklanki wody we wlasnym przedpokoju, niestety... te chwyty na wnuczka, kradzieze realne czy w necie, kiedys tego nie bylo, ludzie chodzili do pracy na 2, 3 szychty, i nie w glowie bylo im takie cos, co jeszcz enie istnialo, a zreszta, kazdy mial mniej wiecej to samo, to i ciagotek do cudzengo nie mial. Tak mi sie wydaje. Moge sie mylic.
UsuńRaz mi się zdarzyło coś takiego; pojechaliśmy do Sztynortu, skąd wypożyczonym jachcikiem popłynęliśmy w krótki rejs. Od razu po przyjeździe na miejsce, jeszcze przed wypłynięciem, robiliśmy sobie obiad i następnego dnia rano okazało się, że zużyliśmy cały gaz z butli turystycznej (kolacja była robiona na ognisku). Moja wówczas jeszcze nie teściowa, podeszła do cumującego obok jachtu i zapytała o możliwość zagotowania wody na herbatę. Mało tego, że się zgodzili, to jeszcze zaproponowali, żebyśmy sobie u nich zrobili śniadanie i zjedli je tam, a jacht był z tych bardziej wypasionych. Skorzystaliśmy z propozycji, podziękowaliśmy im, pozachwycaliśmy się funkcjonalnym wnętrzem i popłynęliśmy do Giżycka, gdzie część załogi nas opuszczała, bo musieli wracać do Olsztyna. Jacek i ja mieliśmy następnego dnia odprowadzić jacht do Sztynortu i stamtąd wrócić do domu. Oczywiście już wieczorem, po wysadzeniu ludzi na ląd, popłynęliśmy w drogę powrotną i późnym wieczorem zacumowaliśmy w jakiejś zatoczce po drodze. Stał tam już jakiś jacht, któremu nie przyglądaliśmy się specjalnie, tym bardziej, że było ciemno. Ale kiedy wstaliśmy rano i zaczęliśmy sobie szykować śniadanie, para z sąsiadującego jachtu zaproponowała nam zagotowanie wody na herbatę. Okazało się, że ci ludzie byli świadkami naszych kłopotów z brakiem gazu. Byłam bardzo zadowolona, bo bez gorącej herbaty trudno mi funkcjonować, a wtedy jeszcze na dodatek w ogóle nie piłam kawy.
OdpowiedzUsuńJacek mi wyjaśnił, że wodniacy bardzo się wspierają i pomagają sobie nawzajem. To był mój pierwszy rejs, więc o tym nie wiedziałam. Spodobało mi się też pozdrawianie się nawzajem na wodzie... Teraz jest inaczej. Mnóstwo ludzi pływa i żeglarska kultura się zmienia, chyba na gorsze...
Takie grupy roznych pasjonatow zawsze i wszedzie bardzo sie wspieraja. Podobne zachowania zauwazylam u motocyklistow, nie dalej jak wczoraj jeden jechal przed nami i dawal kiwke nadjezdzajacym z przeciwka. Wszyscy odkiwali. Gdyby ktoremus z nich cos sie przydarzylo, zaden przejezdzajacy nie pojechalby dalej, tylko zatrzymal sie i pomogl, wychodzac ze slusznego skadinad zalozenia, ze jego moze spotkac to samo. Wsrod nich nie ma barier jezykowych, na calym swiecie motocyklista pomoze drugiemu. Jak zeglarze.
UsuńJak się chodziło po górach to także wszyscy pozdrawiali się na szlaku, zresztą nie tylko w górach, na każdym szlaku wędrowcy pozdrawiali się.
UsuńI z pewnoscia pomagaliby sobie w razie naglej potrzeby.
UsuńPiekna historia, bo pokazuje bezinteresownych, dobrych ludzi, jak ta kobieta
OdpowiedzUsuńi cudownie ze mogliscie podziekowac jej, te rozne cudenka cieszyly bardzo,
takie pachnace mydelka z Zachodu bardzo lubilam jako prezent od ciotki z Francji.
Tak, wtedy takie gadzeciki robily jeszcze wrazenie, kazde bylejakie mydelko bylo lepsze od tych dostepnych w Polsce. Tak samo proszki do prania czy szampony. Teraz w Polsce jest wszystko, a nawet wiecej.
UsuńZgadzam się że Star. Ludzie są dobrzy tylko trzecia im dać szanse się wykazać. Nawet my ostatnio pomogliśmy obcemu.
OdpowiedzUsuńLata 90 to jeszcze bardzo było w Polsce przaśnie. Też zwozilam do ojczyzny duperele które teraz byłyby od razu wyrzucone do kosza.
Ja sie wtedy czulam jak bogata ciotka z Ameryki, bo za 100 niemieckich marek zylam przez miesiac po krolewsku. A jakie zakupy porobilam! Teraz 100 euro nie wiadomo kiedy wydajesz i niewiele za to kupisz.
Usuńchyba, że idziesz do warzywniaka, owoce i warzywa nie dość że tańsze o wiele, to bardzo smaczne
Usuńw sumie trzeba się cieszyć z tej zmiany, że już nie każdego ucieszy pierdołka, bo kolorowa jest np
Ania, w Germanii kiedy zaczynają się wakacje?
UsuńW naszym landzie juz sie zaczely, ale w roznych landach jest roznie, zeby uniknac korkow na autobanach. Jak Cie jakis specjalny land interesuje, to poszukam.
UsuńTo mi sie w Polsce podoba, ze na rynku zawsze sa produkty swiezsze i tansze niz w sklepie. U nas dokladnie odwrotnie.
tak na mojej trasie, Lux- Drezno mnie ciekawi, bo chyba w piatek ruszamy i chcę wiedzieć, czy gdzieś nie jest to ostatni dzień szkoły
UsuńRheinland-Pfalz 25.06.
UsuńHessen 25.06.
Thüringen 2.07.
Sachsen 2.07.
Powinnas miec drogi w miare wolne, ale oczywiscie zadnej gwarancji nie ma, bo nie kazdy wyjezdza od razu, w dniu rozpoczecia ferii.
ale nie ma tej kumulacji
Usuńdzięki:))))
Fakt, jest cała masa dobrych i bezinteresownych ludzi, tylko trzeba dać się im wykazać, jak to Rybeńka słusznie zauważyła :)
OdpowiedzUsuńA wśród nich nieużyte mendy, które widzą tylko czubek swojego nosa. Widziałam to w kontekscie np.biegów masowych, a konkretnie półmaratonu w Poznaniu. Siedziałam na widowni przy mecie, dzień był ciepły i niestety wielu osobom zrobiło się słabo tuż przed samą metą. Budujące było to, że większość biegaczy zatrzymywała się i brała takiego nieszczęśnika pod pachę i do mety holowała, żeby jednak bieg był ukończony, przez to swój czas mieli dużo gorszy. A niewielu parło do przodu nie reagując na drugą osobę.
Wasza podróż faktycznie trochę hardokorowa była, ale najważniejsze, że sie dobrze skończyła :)
A raptem przedwczoraj rozmawialam z niania naszego kota na temat pielgrzymek, w których to uczestniczyłyśmy będąc młodymi kozami. Były to lata 80-te, ona chodziła potem też i stwierdziła, że zmienili się zarówno pielgrzymi, jak i ludzie, którzy po drodze ich gościli ... co też ma swoje uzasadnienie, rzecz jasna, ale to już nie będę się na ten temat rozpisywać ;)
Biegacz biegaczowi - to podobnie jak opisuje Ninka zeglarzy. Oni wszyscy dobrze wiedza, ze podobne nieszczescie moze jego spotkac, wiec pomaga. I to jest jakby sobie samemu pomagal, tak to dziala.
UsuńPrzede wszystkim wtedy tych pielgrzymek bylo duzo mniej, a wierni chodzili na nie bardziej z przekonania niz, jak dzisiaj, zeby sie urwac z domu. Ich ilosc i syf, jaki za soba zostawiaja pielgrzymi, zmienil tez nastawienie ludzi.
Ja kiedys uczestniczylam w biegu przelajowym, gdzies w lasach, gdzie nie bylo oczywiscie toalet. Na koniec bardzo mi sie chcialo siku, tak bardzo ze juz mi sie prawie przelewalo, zapukalam wiec do pierwszego lepszego domu i poprosilam kobiete. Nie powiem, ze z radoscia, ale wpuscila mnie do przedsionka, gdzie miala ubikacje. Bylam jej bardzo wdzieczna, bo nie wiem co bym zrobila, ja z tych co to do krzakow nie umiejo :-)
OdpowiedzUsuńSikac to ja moge wszedzie i czasem zazdroszcze facetom ich potencjalu sikowego. Stanie taki przy murku czy drzewie i nikt nie musi wiedziec, co tam robi, moze sie modli, bo go akurat naszlo. Gorzej niewiasta, bo ta musi jednak gacie zsunac i przykucnac.
UsuńNo faktycznie, dla dziecka i dla Was to musiał być horror! Chociaż zauważyłam, że i u mnie kiedy czasem czegoś potrzebowałam, znienacka pojawiał się jak z nieba ktoś, kto mi nagle pomagał. :) Dobrze, że ta kobieta okazała się taka serdeczna!
OdpowiedzUsuńNie byloby tak zle, zeby tak glosno pyszczyska nie darla, ale wytlumacz 3-miesiecznemu dziecku, ze ma godzine na papu poczekac. :)
UsuńPrzyklad z soboty wczesnym popoludniem. Jestem w gosciach u starszej osoby, samochod stoi jeszcze cieply na podworku. Nagle dzwonek do drzwi. Pytam czy gospodyni spodziewa sie gosci. Nie. Otwieram drzwi a tam pan w luznym, sobotnim stroju z jakimis szczypcami pewnie grilowymi w dloni. Mowi, ze jest takim troche dalszym sasiadem i ma prosbe: czy moglabym podjechac po butelke zoladowki czy zmijowki, i wciska mi w reke banknot ... Hmmm. Jestem swinia czy dobrodziejka, ze sprawe zalatwilam pomyslnie!. Zgadnijcie jak? Co Wy byscie zrobili z takim pukaniem do drzwi? (dzwonieniem). Czlowiek byl w potrzebie. A jakze!!!!
OdpowiedzUsuńNie no, Echo, spragnionego napoic trzeba, wiec jestem pewna, ze pojechalas i kupilac mu te... zubrowke. A moze wyjelas z bagaznika, bo wozisz ze soba na wszelki wypadek?
UsuńNa wspomnienie o moim hicie blagania o pomoc dzisiaj jeszcze turlam sie ze smiechu, choc wtedy zupelnie nie bylo to zabawne. Dwa tygodnie po porodzie musialam sie z dziecieciem stawic w szpitalu gdzie sie urodzil. Upal jak cholera, samochodu niet, a malz poza granicami. Wpakowalam wiec dziecie w nosidelko (zawiniete tylko w pieluche jednorazowa i przykryte tetrówka) tak, aby lezal pod moimi cyckami . Dojezdzam pociagiem do stolicy, a tam zadnego taxi w zasiegu. Lapie wiec metro i spory kawalek pokonuje piechota. Nagle maly "wybucha" tak gwaltownie, ze ani jednorazówka, ani nosidelko nie powstrzymaly powodzi, co skutkuje tym, ze mam caly przód bluzki i spódnice w zóltawej smierdzacej mazi, skapujacej na chodnik. Ulica pusta, zadnej kawiarni, czy nawet "mordowni", a czas nagli. Dopadlam najblizszej kamienicy i blagam babe, która mi otworzyla, o butelke kranówy. Kobiecina, widzoc mój stan, zaprosila do lazienki, pomogla umyc malego i potrzymala, kiedy spieralam ciuchy. W zyciu nie bylam nikomu tak wdziecznaza pmoc :).
OdpowiedzUsuńBoszsz, to jeszcze gorzej niz u nas. Ja tu nie widze nic do smiania.
UsuńNasi przyjaciele wracali z Kanaryjskich, bagaz juz oddany, siedza w samolocie, a ich coreczka robi rzyg, ona cala brudna, matka tez, a ciuchy na zmiane w luku bagazowym. Stewardesa oddala swoje dwa t-shirty, zeby sie mogly przebrac.
Nie raz widzialam w samolocie kawe czy soczek np. z czarnej porzeczki na dekolcie .Ja nigdy nie pije kolorowych plynow ale nie wiem kto bedzie sedzial obok mnie wiec zawsze mam w torbie podrecznej jakis laszek na wszelki wypadek
OdpowiedzUsuńNie wszyscy sa tak przygotowani na przypadki wszelkie. :)))
UsuńAniu o bardzo podobnej historii do twojej, opowiadała kiedyś koleżanka, też z dziećmi zapukali do obcych ludzi i oni im pomogli.
OdpowiedzUsuńMój ociec jakieś 40 lat temu przyprowadził do domu obcą kobietę. Spotkał ją na dworcu gdy wychodził z próby chóru kolejowego. Nie pamiętam już szczegółów, ale babka musiała jakoś długo czekać późną porą na dalszą podróż, no a my mieszkamy dość blisko dworca.
Ja zaś udostępniłam pokój do przechowania swoich maneli, młodym ludziom z malutkim dzieckiem. Musieli opuścić wynajmowane mieszkanie, a mieli problem z wynajęciem następnego. Manatki przeleżały u nas przeszło 2 miesiące, a tera leżakują u nas manele mego bratanka i będą se tak leżeć do września.
Mnie niestety zdarzyło się, że odmówiono mi skorzystania z toalety i to w instytucjach.
A to dziwi mnie mniej, bo instytucje rzadza sie innymi prawami, tam toalety sa wspolne dla wiekszej ilosci osob, jest wieksza anonimowosc, ktos moze napsocic, a sprzatac beda musieli oni. Inaczej jest z prywatnym mieszkaniem czy domem.
UsuńO, tak mnie potraktowal bloger!!!!!
Usuń"Ups, wystąpił błąd.
Przepraszamy za niedogodności.
Odśwież stronę, by sprawdzić, czy wszystko wróciło do normy."
Komentarz polecial w niebyt, obrazilam sie!!!!