Ja wiem, ze swiat idzie naprzod. I dobrze, bo gdyby zatrzymal sie w miejscu, dalej latalibysmy z dzidami na dinozaury, czy tam z kamieniami, jak sugerowala byla juz (dzieki bukowi) premierka. Za mojego zycia dokonal sie tak gigantyczny skok techniczny, ze trudno to sobie wyobrazic. Poczawszy od zwalczenia dotad smiertelnych chorob jak polio, gruzlica (wiem, ze wraca) czy ospa prawdziwa, niewyobrazalnej jeszcze 30 lat temu diagnostyki pozwalajacej zajrzec do najdalszych zakatkow organizmu lub "pociecia" go rezonensem na cieniutkie plasterki. Odkrycie i pozniejsze naduzywanie antybiotykow, skutkujace zmutowaniem bakterii odpornej na wszystko, co czlowiek dotad wymyslil. Ale i ratowanie tak malych plodow jak kostka masla i umozliwienie parom z dysfunkcjami plodnosci posiadanie dzieci jest dzisiaj na porzadku dziennym. Dlugo by wymieniac... Technika - tu okazalo sie, ze zadne granice nie istnieja, ani granice fantazji, ani miniaturyzacji. Nawet brak konczyn mozna zalatwic w kilka minut wydrukowaniem protezy. Niegdysiejszy czarno-bialy telewizor mieszczacy sie w obudowie wielkosci szafy, z ekranem nie wiekszym od pocztowki, mozemy dzisiaj nosic na reku, jak zegarek albo rozwiesic go sobie na calej scianie, z jakoscia obrazu imitujaca rzeczywistosc. Porozumienie sie z kims zza oceanu to kwestia sekund, wszystko cyfrowej jakosci, nawet z obrazem.
Czasem mnie te mozliwosci techniczne przerazaja, bo czuje sie obserwowana, podgladana, podsluchiwana i kontrolowana, zli ludzie dybia na moje pieniadze, bo powstaly nieznane dotad sposoby oszustw i kradziezy, nie fizyczne, a calkowicie wirtualne. Staram sie nadazac za nowym, ale wiekszosc jest poza moim potencjalem pojmowania. Ale w sumie dobrze, ze nie musze prac kijankami w rzece, wszystko zalatwia za mnie pralka, tylko powiesic musze sama. Dobrze, ze mam mozliwosc zamrozenia nadmiaru jedzenia. Dobrze, ze nie musze podgrzewac duszy do zelazka, bo mam w nim termostat. Dobrze, ze telefon mam do dyspozycji wszedzie, gdzie jestem. Dobrze, ze nie musze nosic wegla z piwnicy na wysokie pietro i co rano palic w piecach. Dobrze, ze mamy to wszystko, ale... zawsze jest cos za cos. Rosna haldy smieci, gina gatunki roslin i zwierzat, znikaja cale polacie lasow odpowiedzialnych za czystosc powietrza, zmienia sie klimat, pas pustynny rozszerza sie, rzeki traca wode, topnieja lodowce, zaczyna sie wielka migracja spowodowana glodem, co w koncu poskutkuje krwawymi wojnami. Wysoka cene placimy za wygody i usprawnienia. To w skali globalnej, a jest jeszcze ta mala, rodzinna.
Wlasciwie calkiem juz zaniknal model rodziny wielopokoleniowej w jednym domu, gdzie pracowal tylko ojciec, a matka zajmowala sie wychowywaniem dzieci i opieka nad starymi rodzicami. Malo kogo dzisiaj na to stac, pracowac musza obydwoje, a ich rodzice najczesciej tez jeszcze sa aktywni zawodowo. Kiedy zachoruje starszy czlonek rodziny, jest oddawany do domu opieki, bo nikt nie moze sobie pozwolic na przerwanie pracy, co rzutowaloby na przyszla emeryture, ktora i tak z roku na rok jest coraz nizsza. Dzieci najczesciej laduja w przedszkolach lub pod opieka nianiek. Skonczyly sie czasy, kiedy szlo sie do pracy na 8 godzin, teraz pracuje sie tyle, ile pracodawca nakaze i rzadko dopomina o wyplate nadgodzin. Kazdy w tym pospiechu przekasi cos w kantynie, szkole czy na miescie, a po powrocie do domu zajmuje sie lekcjami/praniem/przygotowaniami do dnia nastepnego i tylko w przelocie padaja pytania, jak tam w szkole. Bo nie ma czasu na nic, pewnie nawet na wysluchanie odpowiedzi. Niby rodzina mieszka pod jednym dachem, ale nie razem, a obok siebie. Gdyby tak zapytac kogokolwiek o ulubiony kolor czy potrawe innego czlonka rodziny, pewnie by nie wiedzial. W tej szalonej pogoni nie ma czasu na
wspolne kolacje i omowienie kazdego dnia. Bo na matke czeka jeszcze stos prasowania, dziecko musi odrabiac lekcje, a ojciec wzial do domu prace zlecone, zeby podreperowac budzet. W czasie dnia ludzie komunikuja sie whatsappami, esesmanami, pisaniem sobie karteczek i przyklejaniem ich na lodowce. Nawet w swieta i niedziele nielatwo zebrac rodzine razem, czesc wyjezdza, bo im kipi nosem swiateczna komercja i nie chce juz brac w tym udzialu, czesc mieszka w innych miastach, zmuszona wzgledami zawodowymi. Minely bowiem czasy, kiedy ludzie byli przywiazani do miejsca urodzenia, teraz coraz czestszy jest model amerykanski: zyje tam, gdzie mam prace.
Wszystko sie jakos w tej nowoczesnosci pogubilo, rodziny porozrzucane po swiecie albo tak zajete, ze, choc nie przestaly byc rodzinami, zyja jak obcy. A mnie jest zal tych codziennych obiadow domowych, o jednakowej porze, gdzie przy stole zasiadala cala rodzina, gdzie sie rozmawialo, a nie patrzylo w telewizje czy smartfony. Zal nawet zycia miedzysasiedzkiego, gdzie kazdy kazdemu pomagal, przypilnowal dzieci jak bylo trzeba, pozyczyl przyslowiowa szklanke cukru i pouwazal na mieszkanie podczas nieobecnosci. Teraz albo narod podzielony jak w Polsce, albo my home is my castle i wara komukolwiek przekroczyc moj prog. Ludzie umieraja w samotnosci, a sasiedzi zauwazaja dopiero, kiedy zaczyna smierdziec.
Moje corki sa tak zajete, ze coraz rzadziej sie widujemy, tyraja na dwoch etatach, zeby moc sobie na cokolwiek pozwolic, a nie tylko wegetowac i przezyc do nastepnego pierwszego. Dzieki temu juz zwiedzily kawal swiata, ja przez cale zycie tyle nie widzialam, co one dotychczas. Same sobie sfinansowaly prawa jazdy, same pokupowaly samochody, ale wszystko to ma swoja cene, nieprzeliczalna na pieniadze. To nie jest tak, ze chcialabym znow wyladowac w czasach pralki Frani i noszenia wegla, ale czy ta nowoczesnosc musi rujnowac wszystko, co cenne?
Mnie nie zal rzeczy,o ktorych piszesz, bo u mnie w domu tak nie bylo. Dziadkowie pracowali, babcia jeszcze w wieku 80 lat. Obiady wszyscy jadalismy w stolowkach. Przejscie do obecnych czasow nid bylo dla mnie podszyte nostalgia,na dodatek pracuje tylko 7 godzin, a obiady w stolowkach sa teraz lepsze:) I ten swiat tsk blisko, zecw kazdej chwili, po 14 godzinach jazdy moge byc w Serbii.
OdpowiedzUsuńTo ja Repo.
14 godzin to duzo, a podroze mecza, bardzo. Kiedys tak nie meczyly.
UsuńMysle, ze sporo stracilas, zyjac juz wtedy tak, jak zyje dzisiaj wiekszosc. Ja wychowywalam sie u niepracujacej babci, ktorej rodzice jeszcze wtedy zyli, a pracowal tylko dziadek. Zdazylam wiec zakosztowac takiej rodzinnej normalnosci.
E, ja całe zycie w aucie, nie jest źle:)
UsuńNie znosze podrozowac! W domu mi najlepiej.
UsuńJeśli dodać do tego życie w kraju tak popierdolonym, że nawet tyranie na dwóch etatach ni zapewnia człowiekowi minimum socjalnego, służba zdrowia jest od wykańczania ludzi (ostatni przykład - tato Jagi), wytwory wyobraźni są chronione prawnie, a ludzie dzieleni na gorszy sort, to już całkiem chce się zmajstrować wehikuł czasu!
OdpowiedzUsuńA jak juz ktos chcial sobie poprawic, to wpadl z deszczu pod rynne, do kraju, gdzie politycy dyskryminuja wlasny narod na korzysc kolorowych, gdzie Niemiec zapier***la na dwoch etatach, zeby mama M. mogla godnie przyjac swoich gosci, gdzie za brutalny gwalt kolorowi odpowiadaja z wolnej stopy, a Niemiec idzie siedziec za niezaplacony mandat czy tam oplate RTV. Moglabym dlugo wymieniac.
UsuńReasumując - dziwny jest ten świat. I akurat w tej sytuacji "dziwny" = "popierdolony".
OdpowiedzUsuńI jak sie tak rozejrzec, to nie ma miejsca, zeby wyemigrowac, gdyby oczywiscie bylo za co.
UsuńNawet prawie bezludna La Gomera jest skażona ukrytą rezydencją Angeli...
UsuńNaszej Angeli?
UsuńTak sobie ogladalam, gdzie by tu zakotwiczyc na stale i wyszlo mi, ze albo Karaiby, Bahamy, ostatecznie Hawaje.
Waszej Angeli.
UsuńNo patrz, nie wiedzialam.
UsuńA ja dowiedziałam się przypadkiem.
UsuńnO WIEC ta Gomera odpada, jedz ze mna na Hawaje czy Karaiby.
UsuńJa też w szkole jadłam w stołówce.Ale rodzice pracowali do 15.Byli o 16 w domu.A teraz młodzi mają mniej czasu.tak jak piszesz o swoich córkach. Niby technologia ,ale kosztem czegoś.Ja teraz,zeby choć trochę pomóc ,staram się zaoszczędzić wodę.Przeważnie myję podłogi po kąpieli bo zotała woda w wannie.Kiedyś pewnie bym się nad tym nawet nie zastanowiła. Toyki wzrok wymowny...Co się powyrabiało..
OdpowiedzUsuńMoi rodzice etz niestety oboje pracowali, bo mieli taki prtzymus po studiach. To tylko teraz studiuje sie w Polsce za darmo, a pracuje potem dla innego panstwa. Rodzice mieli mocne postanowienie wychowywac mnie sami, wiec zalatwili mi przedszkole, no i sie zaczelo chorowanie. Zainterweniowala babcia, w obawie, ze jej jedyna wnuczke popsuja i wziela mnie do siebie.
UsuńMy tez oszczedzamy wode i prad, ale mam wrazenie, ze to wolanie kota na puszczy, bo inni, z rzadami na czele, maja to w dupie.
nie żyjemy tu i teraz tylko cały czas w przyszłości albo przeszłości...
OdpowiedzUsuńaz to nagle koniec, niewiadomokiedy.
Dobrze jeszcze, jak uda sie pozyc troche dluzej. Niektorzy w tym biegu umieraja i nie maja czasu nacieszyc sie tym, co zarobili.
UsuńPamiętam czasy Frani, braku telewizora czy telefonu, żyło się mniej wygodniej i wolniej.
OdpowiedzUsuńNiestety jak piszesz coś za coś i czasem mi żal, ale pewnych zdobyczy związanych z rozwojem techniki bym nie oddała. Na pewno nie mogłabym pogadać z Panterą w dalekim mieście.
Ja tez jestem zachwycona internetami, smartfonami, no a bez pralki i lodowki to juz w ogole nie wyobrazam sobie zycia, ale... tesknie tez za tym spokojniejszym swiatem, kiedy jeszcze nie wymieraly pszczoly, bylo bezpieczniej i rodzinniej.
UsuńJa sie ciesze z tych zmian technologicznych, z postepu, ulatwien, z cala swiadomoscia zla, jakie to niesie :( To jest fascynujace!
OdpowiedzUsuńA co do rodziny - zostalam ja i corka, i przewaznie mamy czas dla siebie. Pare dni temu uslyszalam: mamusiu, ale sie ciesze na ten dlugi lykend u was :)
(Z cala swiadomoscia, ze bedzie myla okna!:))))
Dla mnie kiedys nie stanowilo problemu pojechac na weekend do babci do Warszawy i zrobic jej generalne sprzatanie, z myciem okien wlacznie, a miala ich duzo i ogromne. Od moich dzieci bym sie tego nie spodziewala, one juz sa przemeczone, nie maja sily sprzatac u siebie, wiec co dopiero u mnie. Nielatwo nas teraz zebrac razem, jedna pracuje w szpitalu na zmiany, druga jest w Lubece, trzecia samotnie wychowuje dzieci. Zgrac to wszystko to hardkor, czasem nie do ogarniecia.
UsuńAnuś, po prostu cały ten rozwój techniczno-technologiczny poszedł ciut za szybko. I tak np. w tyłek dostały kraje, które podobnie jak Polska przeskoczyły wprost z okresu feudalizmu w ugruntowany kapitalizm. Bo w czasach gdy w innych krajach trwała rewolucja techniczna, my byliśmy pod zaborami.
OdpowiedzUsuńRozwój jest stymulowany przez jednostki najzdolniejsze i to jest prawidłowe. Ale nie wszyscy mamy możliwość pojąć wszystkie nowości "od pierwszego wejrzenia" , a postęp wciąż trwa i nie ogląda się za tymi co nie nadążają. Ale nie to jest najgorsze - najgorsze jest to, że nie jesteśmy w stanie przewidzieć w prawidłowy sposób skutków tego szaleńczego postępu.
Odnoszę często wrażenie, że przydałoby się coś zmienić w ludzkim DNA.
Żyjemy w nadmiernym pośpiechu i to nas niszczy. Nie potrafimy się przestawić, nie potrafimy zwolnić, choć na dobrą sprawę moglibyśmy to zrobić. Poza tym nauczyliśmy się chcieć wszystkiego, by nawet na milimetr nie odstawać od innych. A przecież nikt nam nie każe tak ustawiać sobie życia. Większość z nas chciałaby "zjeść jabłko i mieć je nadal" a tak się nie da.Wszystko, dosłownie wszystko niesie za sobą jakieś konsekwencje, często bardzo trudne do przewidzenia w skali globalnej.
Może to głupie, ale nie mogę się oprzeć wrażeniu, że ludzkość dąży do samounicestwienia nie zdając sobie z tego sprawy.Eksploatujemy nadmiernie zasoby Ziemi, niszczymy ją na potęgę, wyjaławiamy glebę, zatruwamy wodę i powietrze. I w tym całym postępie stajemy się coraz mniej szczęśliwi. Smutne to jest.
Ja sie mlodym nie dziwie, ze chca miec wszystko od razu, bo jak nie teraz, to kiedy? Kiedy juz nie bedzie sil albo zdrowia? Przeczytalam gdzies sentencje, ze ludzie maja zwyczaj odkladac swoje marzenia, wyjazdy, hobby. Najpierw szkola i brak kasy, potem praca, dzieci, inne priorytety. Nie wiadomo tez, jak rozwinie sie sytuacja polityczna, wszystko zmierza do dobrej zadymy w Europie. Moze pozniej nie bedzie juz na nic okazji? Niech wiec pracuja, wyjezdzaja, zwiedzaja, kupuja. Zyje sie tylko raz, trzeba lapac chwile, bo naprawde mozna nie zdazyc.
UsuńRacja, tez tak mysle - ze mlodzi powiini miec wczesnie bo jak nie to kiedy.
UsuńI m. in. dlatego cenie USA bo w niej mozliwe i mlodzi tak maja.
Ale tez od mlodu wiedza ze pieniadze nie rosna na drzewach (nawet moje "pieniezne" wcale ich nie rodzi ) i od malego zarabiaja. Moj niezupelnie jeszcze 14to letni wnuk rozpoczal pierwsza prace w zyciu - jako caddy w klubie golfowym. A cel jest bardziej wychowawczy niz koniecznosc zarobku. Mlodzi maja tu wiecej okazji do znalezienia zajecia, od 16tego roku zycia maja samochody ktore musza sami utrzymywac, studiuja mieszkajac w apartamentach ktore nie sa przeciez darmowe , itd - ale sie oplaca bo pozwala na wygody i nawet rozrywki. A nowozency nie maja problemu z kupnem domu, z kredytem i stac ich na splacanie. Nie znaczy ze tu kazdy bogaty ale ma na wygodne i dostatne utrzymanie.
Jednak nie o to chodzi w Twym poscie tylko ta innosc obecnego swiata - czy wiesz ze zawsze tak bylo iz starsze pokolenie mowilo "nie bylo jak za dawnych czasow" ?
Bo kazde nowe wypycha starsze, a wygody, komfort psuja ludzi i rodza problemy wczesniej nie istniejace.
Nieczesto spotykam sie z dziecmi jak slusznie zauwazylas ale widze z ich postepowania ze sa przywiazani do rodzicow i rodzinnego domu a takze ich styl zycia ma duzo elementow z niego wyniesionych - i to mi mowi ze nie calkiem i nie wszystko odrzucili, ze cenia wiele z zasad w ktorych wyrosli a syn co moze przekazuje swym chlopcom.
Jednym slowem troche zalezy od nas i wiem ze Ty nie zaniedbujesz okazji by podtrzymywac w rodzinie wszystkie wartosci.
Wszystkie moje corki zaczely pracowac chodzac jeszzce do szkoly, same utrzymywaly swoje mieszkania, pozniej same finansowaly prawa jazdy i kupowaly auta. Nie boja sie pracy, przeciwnie, maja swiadomosc, ze pracowitoscia mozna osiagnac wiecej.
UsuńMasz racje z tym, co dzieciaki wynosza z domu. Moje kiedys strasznie balaganily i mialam obawy, jak bedzie w ich wlasnych gospodarstwach, ale spoko, sporzadnialy jak ich mama ;) Czlowiek jest dumny, widzac teraz, ze jednak cos tam udalo sie tym dzieciom przekazac. Co nie zmienia, ze widujemy sie za rzadko, a co dopiero Ty, skoro Twoja mlodziez mieszka w oddalonych miastach.
Aniu, niestety, ale coraz trudniej jest nam nadążać za nowinkami technicznymi, a pęd życia jest ogromny. Ale, z drugiej strony, gdyby nie te nowinki techniczne, to czy poznałabym tyle fantastycznych osób, czy siedziałabym zamknięta w cterech ścianach mieszkania i patrzyła w sufit. Teraz gdy chcę pogadać, to sięgam po telefon i dzwonię po całym kraju i świecie...😍😘
OdpowiedzUsuńNie o te nowinki jedynie chodzi, a o rozproszenie rodzin, pogon za praca. W Polsce jeszcze to wszystko nie jest az tak odczuwalne, chocby z braku mozliwosci mieszkaniowych i ofert pracy. Polacy nie lubia sie przeprowadzac, wola zyc tam, gdzie sie urodzili, niechetnie zmieniaja mieszkania, np na mniejsze, kiedy zostaja bez dzieci lub owdowieja. Inna mentalnosc, choc za sprawa tej przymusowej emigracji za chlebem troche sie to zmienia.
UsuńAniu, co z tego, że miałam ochotę na mniejsze mieskanie? Proponowano mi tylko w prywatnej kamienicy, z czynszem większym niż bloki. Za pracą kiedyś było łatwiej jechać, bo były hotele robotnicze, a teaz, jeśli nie zaoferują super warunków, to nie masz za co wynająć lokum.
UsuńW Polsce zapomnij, stamtad "za praca" jedzie sie za granice, w Polsce rzeczywiscie niewiele maja do zaoferowania, a jesli, to na niewolniczych warunkach, za miske ryzu czy cus.
UsuńMoze w niewielkim stopniu ale da sie i tym kierowac, tym rodzinnym stylem zycia. Znam mase rodzin ktore choc mieszkaja osobno to czesto sie spotykaja na wspolne grillowanie, pikniki, wyskok w plener, zwykle odwiedziny na pogaduszki. Niedzielne obiady juz nie istnieja niestety, zastapione sa grillowaniem lub restauracja.
OdpowiedzUsuńObecny styl zycia i pracy ogranicza moznosc spotkan ale sa mozliwe. Gorzej gdy rodzina rozrzucona po kraju i na to ciezko znalesc wyjscie - zostaja tylko duze okazje, swiateczne.
Ja tez wyrastalam w czasach gdy tylko maz/ojciec pracowal i wystarczalo ale wiesz co? zaczelo sie juz wtedy zmieniac bo bedac jeszcze w podstawowce doszlo do tego ze mama podjela prace.
Mysle ze naszemu pokoleniu najgorzej bo znamy swiat dawny, ten o ktorym piszesz i obecny, tak rozny, wiec porownujemy i tesknimy ale mlodsze pokolenie nigdy nie znalo wiec nie maja za czym tesknic.
Przyklad na to mam w swej rodzinie - ja, stare pokolenie znajace ten dawny swiat, moje dzieci ktore czesc swego zycia jeszcze w nim przezyly , jeszcze maja pojecie i wnuki ktore nic a nic z tego dawnego nie znaja. Ale przystosowalam sie bo jakiez mam wyjscie?
Pewnie, ze sie da, choc czasem okolicznosci skutecznie wszystko uniemozliwiaja. Wez wlasny przyklad, jak czesto spotykasz sie z dziecmi? Los rozrzucil je i Was po roznych stanach, wszyscy pracuja, czasu niewiele. Jak czesto mozna zgrac wszystkich i zwolac zjazd rodzinny? Kiedys dorosle dzieci trzymaly sie blizej rodzicow, jak nie w tym samym domu, to chociaz w tej samej miejscowosci. Teraz milosc albo praca wyrywaja je z korzeniami i rzucaja gdzies daleko. Emigranci w ogole maja pod gorke, bo w kraju zostawili rodzicow, przeciez ja teraz powinnam byc przy matce, na zawolanie sie nia opiekowac. Ehhh... wszystko jest do dupy...
UsuńSmutne, ale to wszystko prawda. Smutna, wredna prawda. Ludzie stają się coraz bardziej sobie anonimowi (nawet w rodzinie). I coraz bardziej zazdrośni o jakieś pierdoły. Tyle w skrócie.
OdpowiedzUsuńJa na szczescie mam niewielka rodzine, ale jestesmy lojalni wobec siebie. Jednak bardzo mnie meczy, ze mama zostala tam sama, powinnam byc z nia, sluzyc pomoca, a zdana jest na obcych.
UsuńJa tam uważam że jest lepiej niż było. Mój ojciec wracał o 16 z pracy i co z tego? Nigdy tak naprawdę ze mną nie rozmawiał.
OdpowiedzUsuńNie miałam w rodzinie czegoś takiego jak wielopokoleniowy dom. Dziadkowie harpowali na polu żeby sobie zapewnić podstawowy byt. Bez urlopu. Bieda w domu piszczala. Lodówka to skarb który pojawił się chyba dopiero w latach 70.
Mam fajną rodzinę i mamy dobre relacje. A dzięki technice codzienny kontakt.
Wszystko zależy od nas.
Ja niby tez mam codzienny kontakt, z mama, z corkami. Ale wolalabym moc je przytulic, spojrzec w oczy. A tak trudno nam zebrac sie razem, bo jak nie praca na zmiany, to w innym miescie albo chore dziecko. A z mama widze sie dwa razy do roku, to stanowczo za rzadko. Pracowac jednak trzeba, emerytura nie spadnie z nieba, a ci, ktorzy mieli na te nasze emerytury zapracowac, wola doic socjal i krasc.
UsuńNigdy nie chodziłam do przedszkola, nigdy też nie jadałam w stołówkach. Mama poszła do pracy, jak miałam 9-10 lat i wychowałam się na domowych obiadkach. Fajne to były czasy i wspaniałe dzieciństwo. Znalazłam fajną pracę, nie musiałam się nigdzie wyprowadzać, miałam rodziców na oku, a potem już tylko Mamę. Z siostrą mieszkamy blisko, ale i tak spotykamy się bardzo rzadko, lubimy się, ale nie tęsknimy za sobą. Męczą mnie takie spędy rodzinne, dobrze nam we dwoje. Dzięki tym wszystkim wynalazkom, mam dużo czasu i mogę go spędzić z wirtualnymi przyjaciółmi.
OdpowiedzUsuńCzyli jestes wzorcem szczesliwego dziecinstwa, tradycyjnych rodzinnych obiadow, dlugo niepracujacej mamy i rodziny w kupie. Szczesciara z Ciebie!
UsuńI dobrze, ze wynalezli te internety, bo moglysmy sie poznac, a Ty zostalas nadworna poetka. :*
Anusia, wychowałam się w starym domu bez wygód, gdzie wodę trzeba było przynieść ze studni, a do wygódki chodziło się "za chałupę", ale szczęśliwie i bardzo ciepło to wspominam.
UsuńZ tom poetkom, to samo tak jakoś wyjszło hahaha - już niedaleko do 300.
Trzeba AnieM. poprosic, zeby wydala tomik :)))
UsuńBrak wygod wtedy byl czyms powszechnym, nikt sie nie skarzyl, bo raczej wszyscy mieli spartanskie warunki, czesto mieszkaly na kupie w jednej izbie trzy pokolenia. I wszyscy dzisiaj wspominaja tamte lata dosc cieplo. Mimo wszystko.
J atakze doceniam postep techniczny, i wszystkie urzadzenia, i zawsze mówie, ze najlepszym wynalazkiem jest pralka, suszarka i odkurzacz. Bez nich od razu moglabym pochlastac sie ;) to sa moje priorytety. Internet tez, we wszelkim sprzecie. Przez to nie trace kontaktu z waznymi mi ludzmi. Tak sie sam ten swiat jakos urzadzil, i chwala mu za to! Nie czuje musu codziennego widywania kogokolwiek, ale chce wiedziec, i nawzajem, co u tego kogos sie dzieje. Inaczej nie mialabym szans na kontakt, nawet "tylko" netowy. Czy wlasnie netowy.
OdpowiedzUsuńDrugi jakis etat u mnie nie wchodzi w gre, juz pomijajac kwestie obowiazków, nawet nie majac jeszcze chorej mamy na glowie, moja wyplata bezproblemowo mi wystarczala na wszystko, plus w swoim czasie i na dziecko, które nie bylo alimentowane, a i studia skonczylo. Tak wiec nie wiem, jak to bylo, patentu nie mam. Okej, ja tam nie musze miec wszystkiego plus co sezon nowy plaszyk, pomimo stawiania torebki na podlodze, pieniadze mnie sie trzymaja (to taka dygresja do tematu na innym blogu, o zabobonach ;))
Ale zyjesz w domu wielopokoleniowym. Ty i Twoja Mama macie szczescie, ze podczas jej choroby mozesz na zmiane z Tata opiekowac sie i miec na nia baczenie. To naprawde bardzo cenne, nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo. Ja mam do mamy 850 km.
UsuńTak, tu masz racje, i nie wyobrazam sobie mnie w twojej sytuacji, tyle kilometrów, kurcze, to jest naprawde zajechana sytuacja, jakby trzeba bylo teraz i zaraz...
UsuńNo jak mama zlamala sobie reke, to pojechalam jeszcze tego samego dnia. Cale szczescie, ze znaja mnie juz w tym biurze podrozy, gdzei zawsze rezerwuje bilety i moglam (bez wczesniejszego zaplacenia) juz tego samego wieczoru odebrac u kierowcy autobusu. A maz dopiero nastepnego dnia zrobil przelew.
UsuńJakoś tak mam że nostalgia jest mi obca, jeśli wspominam to fajne ciepłe chwile, ale bez żalu że minęły, raczej z wdzięcznością, że się wydarzyły.
OdpowiedzUsuńRodziną jesteśmy sporą i pomimo, że żyje nam się niełatwo to staramy się być dla siebie oparciem i raz lepiej, raz gorzej, ale nam się to udaje :)
Osiągnięcia techniki bardzo mnie cieszą, ale korzystam z nich wybiórczo, natenprzykład telefonu używam sporadycznie, wtedy kiedy jest to koniecznie potrzebne ;)
Mnie te wynalazki lekko uzaleznily, musze sie sama przekonywac, zeby zajac sie czyms innym. Za bardzo mnie wciagnelo.
Usuń