Cos ten ostatni pobyt w szpitalu, jak zaden dotychczas, sklania mnie do glebszych przemyslen, o smierci, o niepelnosprawnosci na starosc, o utracie godnosci, zaleznosci od obcych ludzi i takie tam przyjemnostki zyciowe.
Chwilowo zmagam sie z przykrymi dzialaniami ubocznymi nowo przepisanych lekarstw. Ja z natury nie czytam tych swistkow, ktore sa wetkniete do lekarstw, przepisali, wiec biore i dopiero kiedy cos mi nie gra, czytam, czy to czasem nie jakies dzialania uboczne tego, co przyjmuje. Wydaje mi sie, ze przepisano mi za duza dawke jednego leku, a drugi nie powinien byc przyjmowany przez kierowcow, ale nie mam na razie kogo spytac, bo moja rodzinna doktórka jest do konca tygodnia na urlopie. Wiem, ze nie powinnam zmieniac dawki na wlasna reke, ale skoro puls spada mi ponizej 50, a ja ledwie sie poruszam, to sprobuje. Z tym drugim to sama nie wiem, bede jezdzic ostrozniej, ze zdwojona uwaga, moze szczescie mnie nie opusci. Zeby uprzedzic pytania, nie chce chodzic do tego zastepczego rodzinnego, poczekam na swoja.
Zastanawia mnie tez, ze skoro jestem taka zdrowa, serce mam jak dzwon, naszynia wiencowe jak 20-latka, a moje serce nie da sie sprowokowac elektrowstrzasami, to skad u mnie nagle takie powazne zaklocenia? Jak wyniklo z dyskusji pod ktoryms z poprzednich postow, razem z komentujacymi doszlismy do konkluzji, ze ani chybi jest to nerwica, choc podobno we wspolczesnych ksiegach medycznych nie ma takiej jednostki chorobowej. Ale ja jestem starej daty i w moich jeszcze jest.
Ostatnie lata daly mi mocno popalic, a zaczelo sie od decyzji o skazaniu na smierc naszej nieszczesnej Kiry, potem smierc taty, zycie w strachu i stresie w coraz bardziej niebezpiecznej rzeczywistosci, bunt, ze jest sie obywatelem drugiej gorszej kategorii we wlasnym kraju, po rzeszy roszczeniowych przestepcow, ktorych nie karze sie adekwatnie do popelnionych czynow. I chociaz mnie juz to w zasadzie nie dotyczy, pewna troska o mroczne losy starej ojczyzny. A takze strach o dalsze losy calego swiata, bo mimo ogromnego zagrozenia, ludzie nadal bardzo lekkomyslnie sobie poczynaja ze srodowiskiem. Z drugiej zas strony terror i proby upodlenia najubozszych przez tzw. zielonych, ktorzy w ten sposob swiata nie zbawia, ale nazywa sie, probuja. Zamozni i tak sobie poradza, biedni spadna jeszcze nizej w hierarchii.
Nie opuszcza mnie ani na chwile strach o mame i wyrzuty sumienia, ze ja tu, a ona tam sama. Przy okazji ona tez daje mi popalic, jest przyzwyczajona wszystkim dokola marudzic i stekac, a ja przez telefon nielatwo moge rozpoznac, czy to jej rutynowe marudzenie, czy juz cos sie naprawde dzieje. Tyle razy prosilam, jesli nie ma nic powaznego, ma sie nie uskarzac, bo ja nie wiem, co mam robic, czy juz jechac, czy nie. Ale ona uwielbia byc w centrum akcji, zeby wszyscy dokola ojojali, pochylali sie z troska i zalowali. No i w koncu dopiela swego, szlag mnie trafil. Ja wszystko dusze w sobie, staram sie nie skarzyc, kiedy dokuczaja mi jakies male dolegliwosci, spycham je na bok i hoduje sobie jakas podstepna grzmije na memlonie.
Martwie sie tez mezem, bo widze, ze zaczyna miec problemy ze zdrowiem. Jego sluch bardzo sie pogorszyl, ale jak kazdy facet, jest on prozny i nie dopuszcza do siebie mysli, ze sie zestarzal i z calym przekonaniem twierdzi, ze swietnie slyszy, a ja sie czepiam. Najgorsze, ze widze zmiany w sposobie prowadzenia auta, refleks juz nie ten, a co jeszcze bardziej budzace moj strach, powolna utrata orientacji w terenie. Kiedys jezdzilismy na rozne wycieczki jak po sznurku, zawsze trafial, a przeciez nie bylo wtedy nawigacji. Teraz gubi sie w miescie, ktore przeciez zna bardzo dobrze, nie wspominajac juz dalszych wypadow poza Getynge. Kazda wyprawa to dla mnie ogromny stres, jakbym co najmniej sama musiala samochod prowadzic. Przy czym zaczyna byc slownie agresywny, kiedy zwracam mu uwage, ze jedzie za szybko albo cos tam. Strach sie odezwac, a milczec tez sie nie da. Jak wiec widzicie, moj poziom stresu, zamiast z wiekiem malec, wzrasta lawinowo. Dzieci niby dorosle i na swoim, nie dadza sobie nic powiedziec, bo wszystko wiedza lepiej, ale jak trwoga i nieszczescie, to mama ratuj! I trzymaj tu czlowieku jezor, zeby nie powiedziec "a nie mowilam?".
Teraz to juz przestaje sie dziwic, ze w ktoryms momencie musial mnie trafic szlag, bo na dluzsza mete nie da sie zyc w takim napieciu. Awansowalam jakby na opiekuna calej rodziny, czterech pokolen i to mnie przerasta, zostalam z tym sama. A tak chetnie oddalabym sie komus w opieke, zeby nie musiec myslec, podejmowac decyzji i denerwowac sie wszystkimi.
To wszystko jest na tle nerwowym. Gdyby Cię dobrze lekarz przepytał i gdybyś mu to wszystko powiedziała zapewne doszedł by do wniosku, że to skutki ciągłego stresu a nie niedomagania fizycznego serca. Nerwica ogromnie niszczy człowieka. Co do Twego męża- niech mu zwróci uwagę któraś z córek- lepiej to zniesie od niej niż od Ciebie.
OdpowiedzUsuńTylko niech mu to powie w cztery oczy, nie przy świadkach.
Co do Twej mamy - no cóż, z takim usposobieniem to nawet gdyby mieszkała w sąsiednim domu też byś nie miała spokoju. Spróbuj sobie dać trochę luzu , zrób sobie choć jeden dzień w tygodniu bez zmartwień, bądź głucha i ślepa na wszystkie problemy. I przynajmniej na noc bierz tego Kalmsa.
Przytulam;)
No patrz, zapomnialam o tym Kalmsie, a mialam takie mocne postanowienie kupic go i wyprobowac. Sama widzisz, jak zle jest ze mna, oprocz spraw "sercowych" jeszcze skleroza. ;)
UsuńMoja mama przezyje nas wszystkich, takie mam wrazenie, ona dba o siebie, lata po lekarzach, jest wybitnie zdyscyplinowana pacjentka, kazdy swoj lek zna z nazwy, a swistki przechowuje, zeby moc za 10 lat zameldowac lekarzowi, co brala. Ja do dzisiaj nie pamietam nazw moich dwoch lekow, biore, bo biore, ale zaprzatac sobie umysl i pamiec to juz nie ja. :)))
Mogę Ci coś podpowiedzieć- wydrukuj sobie kartkę z nazwami leków (wszystkich, łącznie ze suplementami diety i witaminami), które bierzesz i ich dawkowaniem . Jedną taką dasz lekarzowi prowadzącemu i sobie to "wskrobnie" w Twoją kartę, drugą sobie ozdobisz ścianę w kuchni lub drzwi lodówki, kilka zrobisz na zapas i będziesz rozdawać lekarzom- specjalistom, do których się udasz po jakieś porady. Robimy tak z moim ślubnym od lat i to się sprawdza.Nie ma powodu by sobie tymi lekami obciążać pamięć, zwłaszcza gdy bierzesz więcej niż jeden lek.
UsuńOj, Anabell, Tys moja wyrocznia! Tak wlasnie zrobie, bo rzeczywiscie wstyd, kiedy mnie pytaja, co biore, a ja dukam, ze nie pamietam. Bede musiala nosic te sciage w torebusi.
UsuńSwietny pomysl Anabell!!!
UsuńU mnie specjalista od lekow jest Wspanialy, bo to z racji zawodu jeego dzialka, on jest od sprawdzania skladnikow, ewentualnych skutkow i ustalania z doktorami czy sie zgadzamy na dany lek czy raczej zyczymy sobie inny. On tez zajmuje sie dawkowaniem. Na szczescie po moich przygodach biore tylko jeden lek od prawie czterech lat a i tak jego nazwy nie pamietam:)))
Za to dzieki odpowiedniej sieci informacji internetowej w medycynie kazdy lekarz wie co biore.
Ale jak by co to na pewno skorzystam z pomyslu Anabell.
Juz zrobilam sobie sciagawke i wetklam do portfela, bede miala zawsze przy sobie. :)
UsuńAaa, Kalmsa nie ma w tutejszych aptekach, kupilam baldrian czyli waleriane, aptekarka mowi, ze to dokladnie to samo, co w Kalmsie.
Wcale Ci sie nie dziwie, ze nerwy siadaja. W takiej sytuacji trudno zeby czlowiek wytrzymal na dluzsza mete. Problem z mama rozumiem doskonale, bo moja taka byla. Na szczescie ja mieszkam na tyle daleko, ze nie moglam wsiasc w autobus czy tam pociag i jechac. No i mialam dwoch braci tam na miejscu.
OdpowiedzUsuńZ mezem tez ciezka sytuacja, bo jak chlop uparty to nie ma nic gorszego, bo w zaden sposob nie przetlumaczysz, a przeciez nie bedziesz sie bic.
Mam nadzieje, ze Twoja doktorka wraca lada moment i bedziesz mogla wypracowac cos sensownego z lekami. Buziam i tulam.
Nie moge powiedziec, ze chlop sie mna nie opiekuje, przeciwnie, ale to ja musze zadecydowac, co ma robic, sam z siebie nie zrobi nic, jak dziecko.
UsuńRodzenstwo na miejscu to potega, zawsze jest kilka osob, by w razie potrzeby zaopiekowac sie starymi rodzicami, a Ty przynajmniej mialas wolna glowe i nie musialas umierac ze strachu, jak sobie poradza sami.
Dpktórka wraca wprawdzie w poniedzialek, ale juz widze te tlumy stesknionych za nia pacjentow, wiec poczekam do czwartku, zeby ominac tumult. Od poczatku tygodnia biore "swoja" dawke i moge jakos normalniej zyc, glupie dzialania uboczne ustaly lub mocno sie zmniejszyly. Od dzisiaj jeszcze tydzien czekania na konsultacje, ale wytrzymam. ;)
Pantero nie chodzi mi o brak opieki ze strony Twojego meza. Chodzi o jego upartosc w kwestii sluchu itp.
UsuńWyobraz sobie, ze po napisaniu tamtego komentarza przeczytalam jeszcze raz cala notke, przypomnialam sobie jak Tatek sie bronil przed laska wmawiajac nam, ze laski sa dla starcow a on ma tylko 80+ lat.
Pomyslalam, usadzilam Wspanialego na kanapie i wymusilam obustronne przyrzeczenie, ze w razie czego, to oboje bedziemy wbrew temu co nam podopowiada wlasny "rozum" i "duma" wierzyc w to co mowi partner i ufac jego zaleceniom.
Patrzyl na mnie jak byk na rzeznika zupelnie nierozumiejac skad nagle taka rozmowa, wiec mu powiedzialam o Tobie i mezu, ktory podejrzewa Cie o zlosliwosc bo tak latwiej niz pogodzic sie z faktem, ze niestety czlowiek sie starzeje. Pokiwal glowa i pyta "czy ty cos zauwazylas w moich zachowaniach?"
Odpowiedzialam zgodnie z prawda, ze narazie nie i tu wlasnie przypomnialam Tatka i jego uparta walka z wizja laski.
Przypomnialam mu jak bylismy w parku gdzie sa gorki i pagorki a Tatek sapal i ledwie nogami przebieral ale chojraczyl. To ja wtedy powiedzialam, ze musimy usiasc, bo JA nie daje rady isc dalej, na co Tatek niby zartem powiedzial "oj corcia a co bedzie jak dozyjesz mojego wieku", bo w/g niego to on ciagle byl mlody to ja nie mialam formy fizycznej.
Tyle, ze z Tatkiem to ja sobie moglam pozwolic na takie numery bo go widzialam dwa razy w zyciu, ale meza widzi sie codziennie i to jest roznica.
Przypomnialam jak wywalczylam wypozyczenie wozka inwalidzkiego zeby faktycznie pozwiedzac troche w Buffalo a nie wysiadywac tatkowa kanape.
Zrozumial.
Czy zapamieta i pogodzi sie z tym za X lat?
Nie wiem, ale juz mi chodzi pomysl wyrazenia takiego obustronnego porozumienia na pismie. Jeszcze nie wiem jak do tego podejsc, ale.... mam troche czasu.
Ja mojego tez troche postraszylam ta swoja choroba, bardzo sie martwil. Dowalilam wiec, ze to przez nerwy, miedzy innymi z nim zwiazane, ale nie drazylam dalej, niech sam przemysli. Moze sie zastanowi, a jak nie, to zadne gadanie nie pomoze.
UsuńWlasnie w tym wszystkim jest wazna dyplomacja, kurwa z chlopem jak z dzieckiem "zobacz leci samolot" zeby bachor otworzyl paszcze na moment:))))
UsuńI oni tak samo, trzeba tak z nimi rozmawiac, zeby sie nie zorientowali o co w tym wszystkim biega:))) I to jest przypadlosc masowa, moze sa jednostki zachowujace sie inaczej, ale mnie sie nie udalo spotkac w przyrodzie.
A najlepsze, ze oni lapia sie na te gierki jak muchy na lep i zyja w przekonaniu, ze to oni rzadza swiatem.
UsuńI nami. Buhahaha!
Dlatego wlasnie kobiety sa lepsze w dyplomacji, jak zawsze nie wszystkie ale jednak potrafimy nimi krecic na nasza modle :))
UsuńBo trzeba chlopu zostawic przekonanie, ze to on ma decydujace zdanie, inaczej niczego sie nie osiagnie. Niektore baby chca cos ugrac sila i prawda miedzy oczy, a to blad i stad tyle rozwodow.
UsuńPanterko, rada Anabel co do przekonania Twego chłopa za pomocą córek, zięciów, czy co tam skutecznego macie wśród rodziny i przyjaciół, wydaje mi się trafna. Alzheimera się częściowo leczy, im wcześniej tym lepiej. Na głuchotę są aparaty, które są coraz lepsze.
OdpowiedzUsuńCo do Ciebie, to najlepiej by było, gdybyś się mniej przejmowała, ale takie rady daje się bardzo łatwo. Leć to tej Twojej doktórki jak najszybciej.
Powodzenia!
Jego nielatwo bedzie komukolwiek przekonac, bo on sam jest przekonany i uparty jak osiol.
UsuńWiesz jak to z tym przejmowaniem jest, czlowiek by nie chcial, ale podswiadomosc robi krecia robote. Czasem wieczorem, kiedy juz zgasze swiatlo i jestem na najlepszej drodze do zasniecia, nagle puknie mnie cos w glowe, jak tego pomyslowego Dobromira i juz mam kilka godzin z glowy, zanim uda mi sie zasnac.
Mezczyzni sa duzo gorsi pod wzgledem akceptacji procesu starzenia niz kobiety. Widze to dookola, wsrod rodziny, przyjaciol, znajomych, sasiadow....
Usuń"Chlop potega jest i basta" wiecznie zywe i w kazdym zakatku swiata.
No, to prawda, a powiadaja, ze kobiety maja z tym problem. Nic bardziej mylnego! Kobieta predzej zaakceptuje, w ostatecznosci uda sie do kosmetyczki czy chirurga. Facet zas bedzie w ogole wypieral, ze sie starzeje. :)))
UsuńMoja mama się nie skarżyła, więc mnie z kolei umknęło pewnie wiele jej potrzeb czego do dzisiaj nie mogę sobie darować.
OdpowiedzUsuńMąż może faktycznie posłuchałby postronnej osoby, ale istnieje ryzyko że się obrazi.
Do lekarki idź, bo z lekami nie ma żartów, sama też nie czytam tych ulotek, ale raz się na tym przejechałam, bo oczywiście lekarz nie ostrzegł, że trzeba przerwać po tygodniu.
Niejeden raz myślałam o Tobie, że masz przekichane ze swoim usposobieniem i skłonnościami do zamartwiania się o wszystkich i wszystko. W takiej sytuacji radzić nie będę, mogę tylko przytulić i powiedzieć: będzie dobrze.
U mnie to ojciec nigdy sie nie uskarzal, ja mam to po nim, lekcewaze drobne dolegliwosci, nienawidze chodzic do lekarza i opamietuje sie, kiedy jest juz bardzo powaznie.
UsuńZreszta nie dowierzam lekarzom, ci dzisiejsi sa jacys tacy niedouczeni, bez swoich gadzecikow nie zdiagnozuja grypy, a jak im gadzeciki czegos nie wykaza, jak u mnie, to sami nie wiedza, jak dzialac. Przepisuja cos rutynowo, bez ogladania sie na indywidualne potrzeby pacjenta. Gdybym ja byla taka posluszna, zeby stosowac sie do wszystkich ich zalecen, to chyba bym juz niw zyla. :)))
Anabell to bardzo mądra kobieta i taka we wszystkim obeznana. Posłuchaj Jej i odpuść sobie. Co do matki i męża radzić nie mogę, bo rodzicielka mną rządziła aż do dnia śmierci i nie umiałam się przeciwstawić, a męża nigdy nie posiadałam, więc nie wiem jak takiego obłaskawić.Nie mam pojęcia czym jest ten Kalms, ale nerwicę mam od wczesnej młodości, więc bardzo dobrze Cię rozumiem. Pozdrawiam i proszę dbaj o siebie i bardzo lubię czytać Twoje teksty, choć nie przy wszystkich wiem, co napisać jako komentarz.
OdpowiedzUsuńNie no, juz troche matke utemperowalam i mniej marudzi i rozczula sie nad soba. Teraz powaznie wystraszyla sie, kiedy zachorowalam, a ja podle zwrocilam jej uwage, ze i ona dolozyla sie do tego ataku. Ale bo to dotrze? Moze z poczatku, a potem wroci do starych praktyk. ;)
UsuńDzieki takim pozytywnym komentarzom jak Twoj, az chce sie pisac. :)
Męża się pozbyłam - jeden problem odpada. Wnuków nie mam i przewiduję, Letnia też nie, więc drugi problem odpada. Może coś ugram...
OdpowiedzUsuńNie no, moj nie jest az tak bezuzyteczny, zeby sie go zaraz pozbywac, zreszta nie bylabym z nim blisko 40 lat, gdyby sie calkiem do niczego nie nadawal. A teraz nie wyrzuce za drzwi, kiedy sie troche zuzyl i niedomaga. Psa bym nie wyrzucila, to chlopa wyrzuce?
UsuńBroń boże tego nie sugeruję. Próbuję tylko wyciągnąć z tego wszystkiego jakieś wnioski dla siebie.
UsuńNo wlasnie, trzeba byc humanitarnym i litosciwym, co nie?
UsuńA jak Letnia sie zbiesi i jednak sprezentuje Ci wnuki, to tez bedziesz kochac, bo co one winne. :)))
Ale zajmować się nimi nie będę, bo co ja komu winna?
UsuńHa ha, juz to widze!
UsuńNic nie widzisz, bo nie mam wnuków. Moja mama jest taka sama do dzieci jak ja. Zapowiedziała: w razie wnuków na mnie nie licz i konsekwentnie się z tego wywiązywałyśmy, tak ona, jak i ja. Rozumiem ją i nie uważam za stosowne obarczać swoim potomstwem rodziców, bo niby dlaczego? Oni już swoje odchowali.
UsuńNie uwierze, ze nigdy Ci nie pomgala przy Nieletniej.
UsuńNie pomagała, ani ona, ani tato. Nawet gdyby chcieli, nie mieliby jak, bo pracowali. Nieletnia chodziła do żłobka od 6 miesiąca życia. Moja mama jest taka biegła w niańczeniu dzieci, że bała się wziąć na ręce nawet rocznego synka Tobołkowej :))
UsuńJa tez pracuje, ale czasem pomagam.
UsuńAle istnieją ludzie zupełnie nie stworzeni do zajmowania się dziećmi. Taka jest moja mama i taka jestem ja, dlatego to rozumiem.
UsuńJak wyscie daly rade wlasne dzieci wychowac?
UsuńFrau Be Masz rację istnieją ludzie niestworzeni do niańczenia dzieci. To ja. Nie lubię dzieci i nikt mnie nie zmusi.
UsuńMama miała do tego cztery osoby: 2 babcie i 2 ciotki. A ja nie miałam nikogo (bo pan małżonek miał wszystko w dupie), więc pozostawały żłobek, przedszkole itd. Mam traumę na wieki i prędzej bym się dała zarżnąć niż namówić na drugie dziecko.
UsuńJa tam swoje trzy jakos dalam rade wyprowadzic na ludzi, ale wnukow juz mi sie nie chce zabawiac, jestem zmeczona zyciem.
UsuńI tak jesteś gigantką. Mając trójkę dzieci na pewno nie żyłabym już od co najmniej 20 lat!
UsuńSama sie zastanawiam, jak ja dalam rade. Dzisiaj nie zrobilabym tego za zadne pieniadze.
UsuńWiem jak zycie potrafi dac w kosc w najmniej spodziewanym momencie, totez bardzo wspolczuje. Tak sie mowi - odpusc sobie. Ale jakie to trudne. Czasami musi sie po prostu przelac, czasami nawet i to nie wystarczy. Z mezem sprawa najtrudniejsza, bo wiadomo ze chlopu to sie niewiele przetlumaczy, ale co mozesz zrobic to starac sie "trzymac go" w aktywnosci, szczegolnie umyslowej, moze wspolne rozwiazywanie krzyzowek lub cos czego on nigdy nie robil a moze mu sie spodobac. Nie chce wypowiadac tego slowa, ale aktywnosc zarowno fizyczna jak i umyslowa znacznie opoznia postepy choroby.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony, takie wziecie odpowiedzialnosci za caly swiat to jest straszne obciazenie, jedyne co w tym przypadku mozesz zrobic to zrozumiec ze nie musisz byc za wszystko i wszystkich odpowiedzialna. Mnie pomogla terapia z psychologiem, ciagle mam zrywy ale na szczescie krotkotrwale. Staram sie zawsze zrozumiec, dlaczego. Dlaczego tak naprawde sie martwie, wsciekam, czego sie obawiam. I wiesz co? Moja wlasna corka uswiadomila mi jedna wazna rzecz. Powiedziala mi kiedys: Ty sie wcale o mnie nie martwisz, Ty sie martwisz o siebie. Zrozumialam, ze to jest najprawdziwsza prawda.
Cale szczescie, ze chlop jest co najmniej fizycznie bardzo aktywny, glownie dzieki Toyce, ale sam tez bardzo lubi lazic. Niestety umyslowo odpuscil, kiedys bardzo duzo czytal, teraz calkiem zarzucil i nie ma takiej sily, zeby go przekonac. Wynajduje miliony wymowek, a to okulary nie takie (guzik prawda, niedawno robil nowe), a to czasu nie ma, zmeczony, a to z Toyka znow musi wyjsc i tak leci. Cos mi mowi, ze bede jeszcze miala z nim bal.
UsuńJa rowniez mysle ze masz nerwice i przeczulenie na wiele rzeczy. Nie mowie ze masz sie nikim i niczym nie przejmowac, jedynie nie gryzc sie tym na smierc. I w tym problem bo wiem ze tak sie nie da - sama mam podobne i place bezsennoscia. Stress, nerwica, jakby nie nazwal jest rujnujaca serce i cisnienie i tylko bardzo rozwazny i doswiadczony lekarz bedzie umial pomoc , czego zycze Pantero.
OdpowiedzUsuńNo niestety podswiadomosc to nielatwy do zwalczenia wrog, czlowiek by nie chcial myslec i zamartwiac sie, a tu cyk! i juz jakies glupie mysli klebia sie pod grzywka. I albo skutkiem jest bezsenna noc, albo jakies serca lomotanie. I co zrobisz?
UsuńZ lekami na nadciśnienie czasem tak jest, że ciężko je dobrać to raz, a dwa - kwestia dawki. Wiem, jka było u mojego ojca, trochę to trwało, zanim ciśnienie zostało ustabilizowane. Poza tym, bierze torbę leków i pewnych rzeczy mu nie prztlumaczysz, żeby nie wiem co.
OdpowiedzUsuńCo do Twojego męża, to przyszło mi do głowy, że może przez ten słuch jest taki nieważny. Jka człowiekowi w uchu zalega, to jest tendencja do zamykania się w sobie i niereagowania na bodźce, bo się ich nie słyszy, po prostu.
Medycyna ta najnowsza, opiera się na tabletkach, a na skutki uboczne są kolejne tabletki i biznes się kręci. Tak więc nerwica do tego nie pasuje... Całym światem nie możemy się martwić, bo nie mamy wpływu na to. Możemy działać dotąd i tyle. Bo więcej nie jesteśmy w stanie zrobić. Podobnie polityka, Kościół... Te wszystkie wiadomości w mediach, które są tak skonstruowane, żebyśmy się denerwowali i zalamywali, bo takimi biernymi osobami łatwo manipulować. Wiadomo, że nie można chować głowy w piasek, ale zdrowy dystans do wszystkiego jest wskazany. Fakt, ciężko go czasem osiągnąć, ale próbować trzeba. Chodzi mi o to, żeby wiedzieć, nie zgadzać się na to wszystko, ale się tym nie emicjonowac i nie nakrecac, bo to i tak polityków nie interesuje.
No to się powymądrzałam, a może i nie.
Pisz, Aniu, albo dzwoń, albo mogę podrzucić Ci kolejne zagadki lingwistyczne. Coś się zawsze znajdzie 😉
Juz w szpitalu lekarz mnie ostrzegal, ze moga byc jaja z dobraniem odpowiedniego leku i dawki, wiec az tak bardzo sie nie przejmuje. Kiedy dzialanie uboczne przestalo byc znosne, sama zredukowalam i teraz czuje sie lepiej. Ja tam nie ufam slepo lekarzom, bardziej ufam swojemu przeczuciu.
UsuńZ tym baniem sie to nie tak, oficjalne media az sie zachlystuja, jak to przestepczosc ostatnio spadla, jak jest slicznie i bezpiecznie, a cenzura wycina wiadomosci nie po linii. Jakis czarny wytlukl szyby w kilkunastu autach, ktos to nakrecil i wkleil na fb. Nie szukaja wandala, tylko tego, kto film nakrecil. Czaisz?
Jasne, Aniu, ja większość takich ustawek czaję doskonale. Mimo, że wzrok mam słaby, to takie rzeczy ostro widzę ....
UsuńMnie się wydaje, że nie ma co ślepo wierzyć i ufać lekarzom, tylko, tak, jak Ty - wsłuchać sie w swój organizm. Większość leków dotyczy średniego i przeciętnego ich biorcę, a żywy organizm zachowa się i tak po swojemu. Dobrze, że się ustabilizowało u Ciebie i tak rozsądnie do tego podchodzisz, co do leków. A zobaczysz, co Twoja rodzinna jeszcze na to rzeknie.
Dlatego cierpliwa jestem, biore, redukuje, zapisuje, zebym miala co pokazac rodzinnej. Wiem, ze to moze potrwac, wiec sie nie irytuje az tak bardzo. :)
UsuńKtoś w zeszłym roku ratował mnie przed upadkiem, a teraz sam potrzebuje odreagownia. Wsiadaj w autobus i przyjedź do mnie. Zamkniemy się na trzy dni i po prostu będziemy gadać i łazić...😍
OdpowiedzUsuńKiedys przyjade, pewnie na jesien, ale raczej pomieszkam na Gorniaku :)))
UsuńTo miałby być nieoficjalny przyjazd, tylko dla resetu sił...😍
UsuńSama pomysl, Bogusia, czy to w ogole mozliwe, jak dlugo moja mama zyje.
UsuńWiem Aniu, ale czasami warto zniknąć na dwa, trzy dni i odciąć się od wszystkiego...
UsuńKomu to mowisz? Tyle ze w mojej sytuacji to chwilowo zupelnie niemozliwe.
UsuńMam nadzieję, że choć okulary Twoje szczęście zakłada do jazdy autem??? Spróbuj zacząć pisać Mu kartki, co ma zrobić, zamiast coraz głośniej mówić do Niego. Na początku chyba się obrazi, ale może zrozumie i wybierze się do lekarza, na badanie słuchu, bo może się okazać, że trzeba zrobić płukanie uszu, zamiast aparatu słuchowego.
UsuńJeśli nie chcesz, to nie publikuj tamtego i tego komentarza...Buziaki.😘
UsuńBoguska, ja myslalam, ze przestalas juz wierzyc w krasnoludki i elfy oraz w noszenie okularow w czasie jazdy. No chyba zartujesz! A mnie przestalo sie juz chciec bez przerwy przypominac, po prostu przestalismy razem jezdzic na wycieczki, bo mnie to kosztuje za duzo nerwow, a musze o siebie dbac.
UsuńKartki? A bo to zauwazy?
Moze w przypadku dziecka bardziej bym sie postarala o wychowanie, ale w jego przypadku to tylko nerwy i zalosna perspektywa, a raczej jej brak. Ja nie mam na to sily.
UsuńPowiem jedno - wrrrr
UsuńNo bo i co tu wiecej mozna powiedziec? Najlepiej od razu zabic. Na smierc!
UsuńOd kiedy przepisano Ci leki, wciąż nurtuje mnie jakieś dziwne przeczucie, że nie powinnaś ich brać. Ale to Twój wybór.
OdpowiedzUsuńNie spotkałam jeszcze mężczyzny, który by przyznał się bez wstydu do konsekwencji starzenia.
Nie wiem co Ci poradzić, bo stres to nie choroba, na którą wypijesz syropek i już. Poleciłabym mniej się przejmować i bardziej zająć sobą, ale to czcze gadanie. Mój tata miał poważny stopień nerwicy i leczyli go farmakologicznie, ale jego stresowała praca. Przeszło mu niby na emeryturze, ale nadal nie jest trudno go wyprowadzić z równowagi.
Ty masz zupełnie inaczej. Ty to dusisz w środku.
A na emeryturze nie pozbede sie stresu, bo stres mieszka ze mna pod jednym dachem, wiec tego... a za drzwi nie wystawie, bo az tak bardzo sobie nie zasluzyl.
UsuńTeraz, po zredukowaniu dawki do polowy, czuje sie nawet dosc-dosc, serce nie lomocze, cisnienie w normie. Caly czas sie obserwuje i wsluchuje w glos wewnetrzny, nic nie jest przesadzone, moze faktycznie nie bede musiala brac, bede sie konsultowac. Na razie to proby, a wszystko jest za swieze.
Aniu, raz w życiu posłuchałam lekarza, który dając mi wypis z neurologii (po udarze) powiedział "musi pani zwolnić tempo życia. Postarać się żyć na zwolnionych obrotach, inaczej, za pół roku może tu pani wrócić i już tak łatwo nie będzie". Nauczyłam się, nie miałam innego wyjścia. Teraz mam wywalone na wszystko, świata nie zbawię.
OdpowiedzUsuńCo do ślubnego, to mojemu czas zatrzymał się na 34 latach, wydaje mu się, że jest niezastąpiony, ale ciągle jak dziecko "nie wiem, nie pamiętam"
PS. Miałam raz taki lek, po zapaleniu nerwu trójdzielnego, po którym miałam ADHD. Bezowy zwrócił uwagę, że coś ze mną nie halo - odstawiłam
Ja i tak juz zwolnilam w stosunku do tego sprzed kilku lat. Tyle ze moje mysli nie chca zwolnic i zostawic w spokoju mojej biednej glowy. Odkad dzieci sa poza domem, fizycznie nie gnam tak bardzo, bo nie mam tyle do roboty, a i problemow widze u nich mniej, bo rzadziej sie spotykamy.
UsuńA chlopy... to jakis osobny gatunek, kosmici czy cus.
Oj kosmici, kosmici. Dziś miałam ochotę pizgnąć go czym, aby już nie wstał, ale szkoda zrobiło mi się Bezy, bo musiałaby wrócić do pierwszej matki, a może by mnie nie zamknęli???
UsuńRaczej by Cie zamkneli w lochach. Tak, masz racje, szkoda Bezy.
UsuńWytrzymaj albo pizgaj tak, zeby przezyl. ;)
Przede mą teraz perspektywa pięknego życia (już za tydzień), szkoda lądować w lochach hahaha.
UsuńAlbo zrob mu z zycia pieklo, sam sobie pojdzie precz. Mam jednak wrazenie, ze Ty bys sie za nim zatesknila jak nie wiem co. :) Bo w gruncie rzeczy go kochasz i tylko dla zasady narzekasz. :)
UsuńTrochę masz rację. W gruncie rzeczy patrzę na gada już 47 lat. Dobrze, że za mąż późno wychodziłam, to po domu pląta się 27 lat tylko hahaha.
UsuńHe he he! Z chlopem tylko nerwy, ale bez chlopa jakos smutno.
Usuńtwoja mama + twój monsz= mój tata.
OdpowiedzUsuńJeszcze nie wiadomo, co nas na starosc czeka, moze bedziemy jeszcze gorsi?
UsuńZa dużo stresów i zmartwień potrafią wykończyć człowieka doszczętnie... Nie u każdego starszy wiek musi oznaczać wieczne bóle, cierpienia i choroby, trzeba do końca potrafić cieszyć się życiem i korzystać z niego jak tylko się da... Pozdrawiam i dużo zdrówka Wam życzę! ;)
OdpowiedzUsuńDzieki Maks. Czlowiek powinien byc jeszcze bardziej asertywny, ale nie jest latwo calkiem odciac sie od problemow, skoro atakuja z kazdej mozliwej strony.
UsuńOd razu mówiłam, że nerwica. Tylko teraz nazywa się depresja.
OdpowiedzUsuńA nie, depresje to ja mam juz dawno zdiagnozowana, a to jest cos zupelnie innego.
UsuńTo co opisujesz to wysztkie nas trapi w wiekzym lub mniejszym stopniu. Mnie tez napadaja takie mysli, szczegolnie o swicie, potem jakos mysle pozytywniej, maz? wypisz wymaluj taki jak moj, no, moze tylko on slyszy dobrze ale reszta toczke w toczke.
OdpowiedzUsuńPrzeczytalam, zrozumialam Cie i zycze bys sie jednak tak nie zameczala myslami, sproboj "zyc" ...a ja wlasnie lece do znajomego 91latka, samotnego, ktory dostal gangreny w palcach lewej stopy i na sama mysl co mu poradzic, gdzie go zawiezc wpadam w przerazenie.
Takie zycie!
Straszne slowo gangrena, juz brzmi groznie. Wspolczuje.
UsuńMy chyba starzejemy sie jakos latwiej, choc to raczej kobietom zarzuca sie brak akceptacji uplywajacego czasu, a tu okazuje sie, ze to chlopy sa bardziej prozne. :)
Oj tam! Nie jestes sama. Jak sie dozywa pewnego wieku to normalne, ze wiele spraw zaczyna nagle ciazyc bardziej niz mozemy to wytrzymac. (Moja ciotka mawiala, ze kazdy nosi swoj krzyz na plecach, niektorzy nawet kilka; mnie to wtedy smieszylo ale dzisiaj... no!) Pewnych rzeczy nie zmienimy bo sobie plyna jak rzeczka modra do przodu i wlewaja sie do morza! Morza zanieczyszczonego jak nasze zycia.
OdpowiedzUsuńA chlopa bierze sie podstepem. Ja w takim przypadku opowiadam o znajomym anonimie, ktory, a jakze, ma identyczne przypadlosci i pytam co on by z tym zrobil. Zwykle daje mu to do myslenia. A czytanie? Czasem brak koncentracji lub obnizona percepcja. No i ile mozna czytac gdy sie wszystko prawie powtarza a jak jest cos innego to to trudno pojac!!! Tak sie dzieje. Na ta starosc!
W zeszlym tygodniu zapukala do moich drzwi jakas nieoczekiwana osoba. Nie przestapila jeszcze progu i stwierdzila, ze w tym swiecie ludzie sa bardzo udreczeni myslami o tym w jakim kierunku zmierzaja cale te zmiany kilimatyzacyjne... Wypalilam, ze mnie nie drecza specjalnie bo nie mam jako jednostka wiekszego wplywu na to wiec ide z nurtem (nie pale, nie latam...samolotem zbyt czesto, jem korzonki, bulwy i lodyzki z lisciami, ubrania nosze nie dla mody ale dla potrzeby...), zmian bo przeciwstawianie sie jest walka z wiatrakami. Osoba ta uniosla najpierw oczy ze zdziwienia lub zgrozy slyszac takie slowa i zapytala czy nie boje sie co bedzie ze mna za 50 lat, za sto lat. Wtedy ja unioslam oczy z zaskoczeniem, ze nie widzi mojego wieku i nie potrafi ocenic, ze za 50 lat nawet gdybym chciala i medycyna siegnela szczytow doskonalosci, ja tego nie zobacze lub juz nie bede raczej rozumiala bo zapomne jak bylo wczesniej. Nie mamy wiec o czym rozmawiac. Pogrozila mi jakas ksiazka na pozegnanie. Do tej pory sie zastanawiam czy to byla Biblia, jakies naukowe dowody czy ksiego przyszlosci. Ja zadowolona, ze nie wiem co mnie czeka za 50-100 lat choc niby wiem. Hehehe. Czy musze sie jednak denerwowac juz dzisiaj? Kto wie z pewnoscia, ze ta niedziela jest nasza, przyslowiowa ostatnia niedziela lub nastapi za 50 lat?
To jakas wyslanniczka swiadkow Jehowy czy tylko przypadkowa Twoja znajoma? Wyslannikom nie otwieram drzwi, nie dyskutuje, nie pozwalam sie w dyskusje wciagnac. Ze znajomymi gorzej, rzadko da sie im zatrzasnac drzwi przed nosem.
UsuńAle masz racje, my tego juz nie dozyjemy, gorzej z naszymi dziecmi. :)
Nie Jehowa. Chyba jakas nawiedzona uswiadamianiem i uszczesliwianiem ludzi na sile. Nie dowiedzialam sie. Czarne chmury wiszace na niebosklonie nie wrozyly ocieplenia, zimny wiatr z polnocy zatrzasnal na szczescie drzwi przed moim tez nosem. Jak slimak i ja wciagnelam swoje cialo w cztery sciany z oknami na swiat i czynnym Internetem. Po mnie niechby nawet potop...
UsuńMoj znajomy ma podobne objawy i nazywaja to w tlum na ojczysty: lekiem.
Usuń(Lęk (łac. anxietas) – nieprzyjemny stan emocjonalny związany z przewidywaniem nadchodzącego z zewnątrz lub pochodzącego z wewnątrz organizmu niebezpieczeństwa, objawiający się jako niepokój, uczucie napięcia, skrępowania, zagrożenia. W odróżnieniu od strachu jest on procesem wewnętrznym, niezwiązanym z bezpośrednim zagrożeniem lub bólem.
Lęk staje się patologiczny, gdy stale dominuje w zachowaniu, gdy nie pozwala na swobodę, a w konsekwencji prowadzi do zaburzeń. Reakcje lękowe tracą swoją przystosowawczą funkcję i są nieadekwatne do bodźców, a niepokój wywołują sytuacje niemające znamion zagrożenia) (za Wikipedia)
A taki jeden wciaz powtarzal "nie lekajcie sie!". Nie posluchalam i sama widzisz, do czego mnie to doprowadzilo. ;)
UsuńFundujesz 'fundacje'!!! Bylo tez 'Nie mow tego nikomu' czy jakos tak. ;)
UsuńI sama widzisz, ze nic z tego nie wyniklo, byl atak na kosciol, krucjata anty i przycichlo.
Usuń