niedziela, 18 sierpnia 2019

Na pozor tak niedawno...


... towarzyszylismy synowi naszego przyjaciela, Guciowi, w jego pierwszych krokach na szkolnej niwie. Wierzyc sie nie chce, ze od tamtego czasu minelo juz 7 lat i wczoraj jego mala siostra zostala czlonkinia szkolnej spolecznosci. Kiedy Gucio szedl do pierwszej klasy, ona byla jeszcze w brzuchu u mamy, teraz sama zostala uczennica. Przez ten czas wiele sie zmienilo, ich rodzina sie rozpadla, syn mieszka z ojcem, a corka zostala u mamy, ktora ma nowego partnera.
Ostatni raz widzialam Gucia hen przed wakacjami, wczoraj o malo nie padlam, kiedy go zobaczylam. Przerosl nawet swojego tate, tak smignal w gore przez wakacje. Niestety, jak to najczesciej bywa w jego wieku, Gucio zachowal sie jak rozciagnieta guma do zucia, tego, co poszlo mu we wzrost, zabraklo jakby w obwodzie, jest cieniutki jak niteczka.


Fajne dzieciaki, madre, dobrze wychowane, a ta mala jest wygadana za ich dwoje.
Ze wzruszeniem obserwowalismy wywolywane do nowych wychowawczyn dzieci, kazde strrrrasznie przejete, z ogromnymi tornistrami na drobnych pleckach. Jedne wystraszone i wycofane, inne pelne entuzjazmu w obliczu nowych wyzwan, ale smialo stawiajace im czola. Jedna dziewusia szla cala we lzach i to ona dostala najwiekszy aplauz od tlumu rodzicow, dziedkow, ciotek i wujkow towarzyszacych swoim pierwszakom. Moje corki wspominaly swoje pierwsze dni w szkolach, ja tez siegnelam pamiecia w najdalsze zakamarki wspomnien, jako ze moj pierwszy dzien szkoly mial miejsce w 1963 roku. Bylo inaczej, wszyscy bylismy poubierani w biale bluzeczki i granatowe spodniczki/spodnie, mielismy kwiaty dla nauczycieli, za to sami nie dostawalismy zadnych prezentow. Niemieckie dzieci dostaja tzw. Schultüte, taki rozek z tektury pelen slodyczy. Nasza bohaterka dnia dostala tych rozkow chyba z 6 sztuk, bo od taty i mamy osobne, od nas, od dziadkow i jednej babci oraz od zaproszonych znajomych. Moje dziewczyny strzelily focha, bo kazda z nich miala tylko po jednym rozku.
Teraz z roku na rok swietowanie jest coraz wieksze, dzieje sie podobnie jak z komuniami w Polsce. Nasze dziewczyny swietowaly tylko z nami w domu, podobnie Gucio jeszcze te 7 lat temu, a jego siostra po szkolnych uroczystosciach juz w lokalu. Jak to bywa w patchworkowych rodzinach, kazdy rozwiedziony rodzic mial swoje towarzystwo, niekoniecznie kochajace strone przeciwna, ale dla dobra dziecka trzeba bylo robic dobre miny do zlej gry. Mama byla z nowym partnerem i obaj panowie zmuszeni byli siedziec przy jednym stole, chyba po raz pierwszy od tamtych nieprzyjemnych wydarzen. Ale obaj kochaja te mala fryge, wiec dla jej dobra zakopali chwilowo topor wojenny. W sumie jakby ktos nie wiedzial, o co chodzi, nie zauwazylby niczego w zachowaniu gosci, wszystko odbylo sie w naprawde przyjemnej atmosferze.
Przy okazji dowiedzialam sie, ze w innej szkole miala uroczystosc coreczka corki naszej sasiadki, najpierw z poprzedniego domu, pozniej obie przeprowadzilysmy sie tutaj. Sara przychodzila do nas czesto, wtedy jako 3-letni berbec, bawila sie z naszymi corkami. Znamy ja "od zawsze", jej brat jest moim komputerowym guru. Teraz jej coreczka idzie do szkoly. Szalenstwo, jak ten czas szybko leci.
Ani sie obejrze, jak moja wnusia bedzie zbierala wlasne Schultüte...





76 komentarzy:

  1. Nigdy nie rozumialam i nie zrozumiem ludzi, ktorzy po rozwodzie sie fochaja jedno na drugie zwlaszcza jesli sa wspolne dzieci. Ja tam zawsze pamietam i mowie Juniorowi jak bardzo kochalam jego ojca, bo taka jest prawda. A ze malzenstwo nie przetrwalo to nie wina dziecka, dziecko ma wiedziec, ze zrodzilo sie z milosci.
    Jednak jak patrze dookola to widze, ze wiele osob do tego nie doroslo.
    Szkoda mi dzieci bo co one maja niby myslec, ze ojciec zgwalcil matke?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Konia obserwuje sytuację, gdzie ojciec dziecka płaci alimenty i z rzadka się interesuje, żeby dziecko go widziało i z kolei bywają szumy, bo ona nie chce ojca widzieć. W sensie że ona nie chce tam jeździć i juz. W sumie dla niej też łatwo nie jest, bo tam jest nowe dziecko roczne jakieś i nowa ukochana taty. Tyle, że oni się rozeszli jak mała była niemowlakiem, więc ona rodziców razem nigdy nie widziała. Ale ciężko wyczuć co ci dorośli przy niej mówią tu czy tam , że ma takie podejście. Ale tu obawiam się że dorośli bardzo zawiedli ..

      Usuń
    2. No ja tam mialo być a nie konia.

      Usuń
    3. Star, to fochanie ma glebszy sens, nie bede go tu opisywac, bo to ich dosc intymne sprawy. Ale z pewnymi ludzmi nie sposob sie w ogole dogadac inaczej niz przez adwokatow i sad. Ten wspolny obiad byl aktem bardzo dobrej woli naszego przyjaciela i odbyl sie tylko dlatego, ze jego corka tak chciala. Szczerze mowiac ja nie zdobylabym sie na taki gest, nie byloby wspolnego swietowania. Zarowno tych dwoje, jak i cala jej rodzina z pewnoscia na to nie zaslugiwali. Punkt. Musisz mi uwierzyc na slowo, jego byla zona nie dorosla do NICZEGO, do dzisiaj wali mu klody pod nogi i jak moze, tak czesto podszczypuje. Musial sadownie wywalczyc widzenia z corka, a syn dobrowolnie uciekl od matki. Chciala wylacznie pieniedzy i odciecia ojca od dzieci, a do zawdzieczenia miala mu wszystko. Dlugo by gadac...
      Kocur, ludzie bywaja rozni, glownie mezczyzni robia cyrki z alimentami i nie maja czasu dla dzieci, jakby to z nimi wzieli rozwod, a nie z ich matka. W tym jednak przypadku to matka jest ta zla.

      Usuń
    4. Eh .. wiadomo że zdarza się różnie ale ludzie powinni moim zdaniem patrzeć na dziecko a nie na siebie

      Usuń
    5. Zgadza sie, jednak istnieja matki-idiotki, ktore "karza" bylych mezow separowaniem od nich dzieci. Niektore posuwaja sie do oskarzen o molestowanie seksualne dzieci.

      Usuń
    6. Dziewczyny znam te matki idiotki, znam bardzo dobrze, az za dobrze. Taka jest byla Wspanialego. Na poczatku chcialam byc mila, oswoic jakos zolze, ale sie nie da. Owszem ona do mnie zawsze byla i jest mila, ale to nie o to chodzi, bo ja to mam ja gleboko w odwloku, ani mnie ziebi ani grzeje.
      Natomiast NIE mam w odwloku jak ona probowala traktowac MOJEGO meza.
      Bo gdy on byl jej mezem to mogla robic co chciala, teraz to jest MOJ maz a ja wymagam szacunku dla MOJEGO meza.
      Troche to trwalo, bo nie jest latwo nauczyc kogos czegos wbrew jego naturze, ale Wspanialy nauczyl sie ignorowac. "dzien dobry", "dowidzenia" i nic wiecej. Teraz to sie akurat jakies 4 lata temu wyprowadzila do NC wiec jej w ogole nie widzimy, ale ostatni raz przed jej przeprowadzka przy jakiejs (nie pamietam) okazji to ona lazila za nami i probowala "rozmawiac".
      Dzieci sa dorosle, ba!! bardzo dorosle a ciagle boja sie matki:))))
      Moj dwa lata doroslejszy od nich syn nie ma potrzeby sie mnie bac, po prostu szanuje i to wystarczy.

      Usuń
    7. No sama widzisz, ze nie zawsze sie da, mimo najlepszych checi. Przeszli my z tym naszym przyjacielem droge przez pieklo i mogloby sie wydawac, ze po tak dlugim czasie i wywalczonych przez sad widzeniach z dzieckiem, teraz powinien byc spokoj. Ale nie ma, choc w tej chwili ona za duzo juz nie moze. Ale podszczypuje przy kazdej nadarzajacej sie okazji, bez okazji tez.

      Usuń
    8. W momencie rozwodu Wspanialego corka miala juz 22 lata a syn 20 wiec w sumie, gra dziecmi nie bardzo juz dzialala. Ale jednak ciagle dzieci sa pod pregierzem wymagan matki. Kilka miesiecy temu mielismy wszystkie dzieci u nas w domu i zapytalam jak czesto dzwonia do ojca a jak czesto do matki. Do ojca dzwonia przy okazji Dnia Ojca i jego urodzin no i moze jeszcze raz w rok tak dla przyzwoitosci:)) do matki dzwonia raz w tygodniu, bo jak powiedzial syn "musze, bo nie chce wiedziec co by sie dzialo gdybym nie zadzwonil". I to jest obraz tego co uzyskala - milosc na sile:)))

      Usuń
    9. Przez pierwszy rok jak sie wyprowadzila do NC to gdy przyjezdzala z wizyta do NYC mieszkala u syna, ale po roku synowa sie postawila i powiedziala "dosc sa hotele, niech sobie mieszka gdzie chce byle nie pod moim dachem".
      No ale kto by wytrzymal jak ona sie do wszystkiego ciagle wtraca. Mnie tez kiedys probowala dawac dobre rady, popatrzylam, usmiechnelam sie i odeszlam.

      Usuń
    10. Czy ja musze cos wiecej mowic, skoro jej wlasny syn od niej odszedl w wieku 10 lat? Probowala go odzyskac na sile, szalala po jugendamtach, przed sadem rodzinnym rzucala oszczerstwami. Nic nie zdzialala, co ja doprowadzilo do wscieklosci. Ten syn nawet nie chce jej odwiedzac i zaden sad go do tego nie zmusi.

      Usuń
    11. Rozwalila rodzine, skrzywdzila nie tylko meza, ktoremu wszystko zawdzieczala, ale przede wszystkim dzieci.

      Usuń
  2. Oj dokładnie , te patchworkowe rodziny... U mojej siostry jest tak, że z chłopakiem poznanym wpadli, on alimenty płaci teraz ma drugie dziecko, ale już dziecko siostry będzie kończyło 8 lat i cały czas są noże i afery... Ehhh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy oni sie rozwodzili, calkowicie z jej winy, mowilam mu, ze czas wyleczy rany i jeszcze kiedys beda chodzic razem na kawe, bo maja wspolne dzieci i to zawsze juz bedzie ich laczyc. Teraz sama widze, ze to z nia niemozliwe.

      Usuń
    2. No moi rodzice jakoś mogą. Po prostu coś nie pyklo, ale ja miałam wtedy już chyba 16lat ;) siostrą była młodsza i próbowała trzymać się matki strony coś tam się fochala, ale teraz to ona najwięcej ojca do czegoś wola. Szkoda tylko, że sama jak ma taką sytuację z chłopakiem byłym nie umie się z nim jakoś dogadać tylko sama robi szum za szumem...

      Usuń
    3. U niektorych nienawisc do bylego partnera siedzi tak gleboko, ze nie ogladaja sie na dobro dzieci, tylko karmia i nakrecaja ta nienawiscia za wszelka cene.

      Usuń
  3. Mnie czekają dwa "pierwsze razy". Wnuczki startują 1 września jedna w szkole, druga w przedszkolu. Żadnych uroczystości nie ma, tylko jak tu się podzielić, którą odprowadzi tata, którą z mama? Ja będę odbierać, pewnie z drugą babcią.
    Zaczynałaś szkołę kiedy ja zdawałam maturę, swojego pierwszego dnia w szkole nie pamiętam, to były całkiem realia, miałam mundurek i tekturowy tornister. Chyba gdzieś to opisywałam na początku blogowania, ale nie pamiętam gdzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moje wnuki tez obydwoje zaczynaja od wrzesnia kariere przedszkolna, beda w jednej grupie, takiej przed-przedszkolnej. Ale w przedszkolach nie ma zwyczaju urzadzac uroczystosci, dopiero w pierwszej klasie szkoly dzieja sie takie imprezy. :)
      Ja tez mialam tekturowy tornister, chyba innych wtedy nie bylo. :)))

      Usuń
    2. Anusia były takie z dermy na jeden zatrzask. Dostałam w spadku po siostrze, bo ona już do VI klasy szła, jak ja do I.

      Usuń
    3. Nie pamietam takich, u nas wszyscy mieli takie tekturowe. Dopiero chyba w V klasie dostalam taka teczke, ale z szelkami jak plecak.

      Usuń
    4. Zastanawia mnie czy taki czlowiek nienawidzi bylego partnera czy raczej siebie? Ja przez szacunek dla samej mnie dla mojego zycia, dla moich wspomnien nie potrafilabym sie tak zachowywac.

      Usuń
    5. A tego to ja juz nie wiem, nie siedze w jej glowie. Nie miala dobrego zycia przedtem, nie bede wdawac sie w szczegoly, ale to bylo cos okropnego. Ktos otwiera przed nia perspektywy, pozbawia problemow finansowych, buduje rodzine, a jej i tak wszystko zle. Ciekawe, ile wytrzyma z tym drugim.

      Usuń
  4. Przeważnie chłopcy rosnąc wyglądają jak patyki. Ostatnio starszy rósł 1 cm miesięcznie. Dobrze, że jest w tym klubie pływackim, więc mięśnie szkieletowe ma zadbane.Najczęściej mam wrażenie, że najmniej są potrzebne w małżeństwach - dzieci.
    Tak naprawdę to dziecko nie powinno być wynikiem przypadku a efektem zaplanowania a oboje rodzice powinni sobie zdawać sprawę z faktu, że tak naprawdę ich życie dotychczasowe wywróci się "do góry nogami".
    Taaak, obsypują dzieci słodyczami, a potem co drugie dziecko ma nadwagę. Czy nie byłoby lepiej gdyby do tych "tutek" pakować małe gadżety szkolne i tylko minimalną ilość słodyczy na "otarcie łez"?
    Tu jest zwyczaj, że dzieci z II i III klasy od pierwszego dnia opiekują się pierwszakami- każdy pierwszak ma dwóch opiekunów. To oni pilnują by trafił do swojej klasy, by poszedł na obiad, potem trafił do świetlicy a gdy pierwszaka już odbierają rodzice po zajęciach- pilnują by wziął wszystkie swoje rzeczy.
    W Warszawie w okolicach szkoły zawsze widziałam dzieciaki kopiące się, szamocące, tu tego nie widzę. Za to można zobaczyć jak się dzieciaki spotkawszy poza szkołą serdecznie witają.
    A mój pierwszy dzień w szkole? Trafiłam do szkoły w październiku, bo miałam w sierpniu szkarlatynę. A w klasie było nas 55 łebków, w jednym budynku mieściły się trzy szkoły, chodziłam na trzecią zmianę, do V klasy nie widziałam sali gimnastycznej, do szkoły miałam tylko 1,5 km.Ostatnie dwie klasy robiłam już w nowym budynku a do szkoły miałam 5 minut idąc noga za nogą-wybudowali nową szkołę tuż na przeciwko mojego domu. Przez cały czas w szkole u nas obowiązywały fartuchy typu worek z paskiem, w liceum takie na wzór rosyjskich, z falbankami przy szelkach.Pod nim ciemna bluzka, ciemna spódniczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesoooo...!!! 55 dzieciakow w klasie? Wspolczuje nauczycielom, bo nielatwo jest opanowac tyle istnien na tak malej powierzchni :)))
      Przez cala podstawowke popylalam w fartuszku, zima w workowatym, latem w falbankowatym, a juz w liceum tak sie nie czepiali i chodzilismy w swoich ciuchach, byle stonowanych kolorystycznie, no i koniecznie z tarczami. Ale juz bez tych znienawidzonych fartuchow z bialymi kolnierzykami.
      Masz racje, wsrod dzieci jest bardzo duzo grubasow, ale to wina rodzicow, ktorzy zatykaja buzie niezdrowym cukrem, a z lenistwa prowadzaja do makdonaldsow, zamiast samemu cos zdrowego uotowac. Nie musze chyba wspominac, ze rodzice wygladaja dokladnie tak samo, wylewaja sie z ubran. Tusza staje sie "dziedziczna".

      Usuń
  5. Byłam na takiej uroczystości z tytami...31 lat temu. Ewa córka mojej niemieckiej koleżanki tytę dostała tylko jedną, ale za to calutką wypełnioną słodyczami. Moja kumpela nie wiedziała, że te wielgie rożki powinny być z letka oszukane i częściowo wypchane papierem, a dopiero na wierzchu słodkości ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co Ty? Nie wypycha sie ich zadnym papierem, tylko od samej koncoweczki rozka pakuje sie slodycze, a na koniec robi jeszcze "gorke". My dla malej zamowilismy taka tüte indywidualna, z jej zdjeciem i imieniem. Nikt inny nie mial takiej fajnej.

      Usuń
    2. Pantero, ale ta indywidualnosc (a wlasciwie, kto ma lepsza tutke) to poczatek rywalizacji juz w tak mlodym wieku!
      Jednakowe tutki bylyby bardziej na miejscu... Ja tak mysle...
      Ja do matury chodzilam w zunifikowanym fartuchu, z modyfikacjami, ale granat/czarny/bialy.
      Chyba te kolory wprowadzaly jakos spokoj dla oczu w tych przeludnionych klasach. W podstawowe bylam w 42 osobowej klasie!
      Pierwszego dnia szkoly nie pamietam, pewnie nikt tego hucznie nie swietowal? Ale nie mam zadnych zlych wspomnien ze szkoly :)

      Usuń
    3. Nie da sie niestety wprowadzic jednakowych tutek, wsrod producentow trwa krwawa rywalizacja, jest wiec z czego wybierac. Podobnie z tornistrami, od jakiegos z Aldika, po wypasiony za setki euro, kogo na co stac, a rodzice przescigaja sie w chwalipiectwie. Dzieciom i tak pewnie na razie wszystko jedno, zacznie sie pozniej.

      Usuń
  6. już za chwileczkę, już za momencik i będziesz wnusię ze szkoły odbierać czasem, jak ja :) chociaż moja już do 5 klasy idzie! a gdy Filip będzie szedł do szkoły, ona będzie już w połowie liceum! ciężko ogarnąć, jak ten czas gna ...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciekawe, jak te moje wnuki zaszufladkuja, oni oboje przeciez ten sam rocznik, choc dzieli je prawie rok. Na razie od wrzesnia ida razem do przedszkola, beda w jednaj grupie. Chyba jednak nie zakwalifikuja ich do jednej klasy.

      Usuń
    2. Dlaczego myślisz, że nie zakwalifikują ich razem? przecież jeden rocznik. Mój daleki kuzyn miał tak dwóch synów, jak Twoje wnuki, razem chodzili do klasy. Dziś chłopaki już po 40-tce.

      Usuń
    3. Tutaj jest troche inaczej, nie liczy sie rocznik, ale polowa roku, w ktorej dziecko sie urodzilo, wiec raczej do szkoly razem nie pojda, tylko rok po roku.

      Usuń
    4. Teoretycznie tak, ale moze zrobia jakis wyjatek, gdyby testy na gotowosc do szkoly wypadly dla mlodego niespodziewanie dobrze.

      Usuń
  7. Nie wiedzialam ze w Niemczech istnieje zwyczaj obdarowywania ucznia takimi rogami obfitosci.
    Czlowiek wciaz porownuje i pamieta to co go spotkalo osobiscie - a za mojej mlodosci, mych dzieci tez, nie bylo takich fanaberii - szlo sie do szkoly i tyle,bez nadzwyczajnego celebrowania tego dnia. Pierwszoklasisci i ich rodzice bardzo przezywali ten pierwszy raz ale to bylo osobiste, w gronie rodzinnym i bez oficjalnych spotkan z przyjaciolmi itd.
    I mnie zaszokowala Anabell piszac o 55osobowej klasie - jak nauczyciel radzil sobie z takim tlumem i jak mogl poswieciec uczniowi indywidualny czas i uwage?
    Oj - oczywiscie ze rozwod budzi w bylych malzonkach uczucia jakich swiat nie widzial. Mam przyklad w swej rodzinie wiec za nic mam porady Star jak powinno byc bo zycie i rzeczywistosc tak nie pracuje. Ja bym tez mogla pisac jak powinien swiat i zycie, stosunki miedzyludzkie wygladac tylko ze to bylyby slowa na papierze (czy ekranie), nic wiecej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, jakas tam uroczysta akademia byla w kazdej szkole, a pierwszoklasistow witano przemowami propagandowymi dla PRL-ojczyzny. Nie bylo tylko prezentow z okazji i na czesc.
      Roczniki wojenno-powojenne tak mialy, w klasach rozrzut wiekowy byl wtedy olbrzymi, bo zdarzalo sie, ze wyrostki nie mialy czasu sie uczyc, tylko walczyly w partyzantkach. A po wojnie dopadl ich obowiazek szkolny. Moja mama tak miala, ale pozdawala egzaminy, bo babcia uczyla ja w domu. Mama miala 7 lat, kiedy wybuchla wojna, a polskie dzieci nie chodzily do szkol.
      Coz, po rozwodzie rodzice powinni skoncentrowac sie na dobru dzieci i nic nie powinno tego zaklocac, ale wiadomo, jak jest i czasem nienawisc tak oslepia, ze nie mysli sie o dzieciach, tylko przez cale zycie knuje i upierdliwia zycie temu innemu.

      Usuń
    2. Serpentyno, to nie sa "porady" znam rodziny, ktore doskonale tak funkcjonuja. I dzieci zamiast cierpiec utrate jakiegos rodzica i spokoju maja dwie rownorzednie kochajace je rodziny. Znam dwa patchworkowe malzenstwa, ktore na zmiane swietuja razem Thanksgiving (raz u bylej zony, raz u bylego meza) wlasnie dla dobra dzieci.
      Mozna?
      Mozna tylko trzeba chciec i umiec odlozyc na bok swoje widzimisie w imie dobra dzieci.
      Dla mnie to nic wiecej jak objaw szacunku dla samych siebie, przeciez ci ludzie sie kiedys kochali, a teraz co nie potrafia siedziec w jednym pomieszczeniu i zachowac sie w cywilizowany sposob??

      Usuń
    3. Nie mam potrzeby nikomu radzic jak ma zyc, bo to nie moj cyrk nie moje malpy:)))

      Usuń
    4. Oczywiscie, ze sa takie byle malzenstwa, dlatego prorokowalam naszemu przyjacielowi, ze i on kiedys z pewnoscia pojdzie z eks na kawe i lody, kiedy juz emocje ucichna. Ale z nia sie nie da. Chciala go zalatwic finansowo, nie udalo sie jej, wiec bedzie sie mscic przez cale zycie. Taka karma.

      Usuń
    5. No masz!!! Zupelnie zapomnialam, ze na komunii mojego Juniora byla pierwsza zona mojego meza i ich dwoje dzieci. Zaprosilam ich, przyjechali i bylo naprawde fajnie. Przez jakis czas po moim wyjezdzie z Polski ciagle utrzmymywalysmy kontakt a potem sie jakos rozmylo, jestem pewna, ze gdyby nie moja emigracja to zarowno my obie jak i dzieci mielibysmy kontakt.
      To ja ja znalazlam, bo uznalam, ze dzieci ojca z pierwszego malzenstwa sa rodzenstwem mojego syna.
      Wiec bardzo prosze niech mi nikt nie mowi, ze nie wiem o czym pisze;))))

      Usuń
    6. Wszystko mozna, jak wystarcza dobrej woli. Bywaja jednak takie osobniki, ze mimo najlepszych checi bez kija nie podejdziesz. :)))

      Usuń
    7. Pisze, ze ja ja znalazlam, bo on nie utrzymywal zadnych kontaktow ani z nia ani z dziecmi, uwazal, ze placi alimenty i to wystarczy. Poniewaz nasze malzenstwo trwalo raptem poltora roku to dwa lata pozniej jak pojechalam do Wroclawia to ja znalazlam. Od tamtej pory ona jak przyjezdzala do rodziny w Kielcach to nas odwiedzala i ja za kazdym razem jak jechalam do Wroclawia bo tam mialam rodzine ojca to tez ich odwiedzalam. Juz po moim wyjezdzie ciagle utrzymywala kontakt z moimi rodzicami.

      Usuń
    8. Ja sie nastroszylam, bo nie lubie jak mi ktos pisze, ze ja daje porady nie majac zadnego doswiadczenia.

      Usuń
    9. No ale tylko dlatego wszystko tak dobrze poszlo, ze byla dobra wola obu stron, a kiedy jej nie ma, to mozesz na rzesach stanac i nic.

      Usuń
    10. Bylo probowane, glownie dla dobra dzieci, ale niektorzy wola sie plawic w nienawisci.

      Usuń
  8. Nie pamiętam swojego pierwszego dnia szkoły, ale całą podstawówkę(8-latnią) wspominam z rozrzewnieniem. Dopiero w liceum zaczęło być gorzej i to nie dlatego, że obowiązywały mundurki szyte przez wszystkich w jednym zakładzie krawieckim.Obdarowywanie dzieci słodyczami, to dobry pomysł, bo wiadomo, że czekolada poprawia nastrój. Są nauki przedślubne i powinny też być nauki "rozwodowe",bo większość nie potrafi rozstać się z godnością. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nawet mam gdzies zdjecie z mojej inauguracji szkoly, stalismy na boisku szkolnym. Wlasciwie to jedyne, co pamietam. Teraz wszystko jest bardziej uroczyste, bardziej obfotografowane i sfilmowane, wiec dzisiejsze dzieci beda na pewno lepiej wszystko pamietac.
      Naprawde szkoda, ze ludzie nie umieja sie dogadac, chocby tylko dla dobra dzieci. No bo juz nie z szacunku do eksow, skoro tego szacunku nigdy miedzy nimi nie bylo. W wielu przypadkach jednak nienawisc jest silniejsze od rozumu.

      Usuń
  9. Obdarowuwanie dzieci tutkami ze słodyczami odbywa się gdzieś na Śląsku. Moje rozpoczęcie roku było uroczyste, z akademią, w białych bluzkach i granatowych spódnicach, spodniach. Do szkoły chodziło się w mundurkach - ja miałam uszyty przez Mamcię z elegankim białym kołnierzykiem. Zawsze chciałam mieć farttuszek z falbankami, ale nigdy go nie dostałam. Kolorowe mundurki wprowadzili, jak ja byłam w piątej klasie podstawówki, no i znienawidzone tarcze na kurtkach i płaszczach, które musiały być przyszyte do nich...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, tarcze to bylo przeklenstwo, zawsze sprawdzali, czy sa na pewno przyszyte, a nie przypiete agrafka. :)))
      No bo Slask to przeciez opcja nie-powiem-jaka. ;)

      Usuń
  10. Przeczytaj sobie jeszcze raz moj komentarz - pisze w nim o rodzinnej stronie tego pierwszego dnia, nie oficjalnej z akademiami i narzuconej systemem politycznym. Takich rodzinnych a z pompa i z zapraszaniem przyjaciol jak opisalas nie robiono. Przynajmniej ja sie z tym nie spotkalam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedys to nawet pierwsze komunie byly normalne, dzieci dostawaly zegarek, jadlo sie obiad w domu z najblizsza rodzina i koniec. Teraz karety, krynoliny, fryzjerzy i kosmetyczki, karety albo dlugie limuzyny, a na prezent rzeczy za tysiace. Moze i przyjecie do pierwszej klasy tez ewoluuje na wypasiona impreze.

      Usuń
  11. Mój pierwszy dzień w szkole pamiętam, jak przez mgłę. Odbyło się na dziedzińcu szkolnym i Mama powiedziała mi "to jest twoja pani i twoja klasa". Było dwa odziały pierwszaków i chodziło się od pierwszej, do piątej klasy na popołudniu. W trzeciej klasie przeniesiono parę dzieci i mnie też, do nowej szkoły, miałam troszkę dalej, ale już tylko na rano się chodziło. Ta moja trzecia klasa, to była jedna, ponad 30 dzieciaków z kilku szkół zgromadzonych. W czwartej podzielono nas na dwie klasy, po 18 sztuk i tak dociągnęliśmy do ósmej. Oczywiście faruchy, tarcze, białe kołnierzyki obowiązywały. W siódmej klasie zbuntowałam się i zaczęłam chodzić w spodniach i granatowym swetrze - obniżono mi za to ocenę z zachowania hahaha.
    Co do rozwodów i pozostawionych dzieci...mam taki bliski przypadek u koleżanki i sama nie wiem co o tym myśleć. Dziecko nienawidzi ojca, chociaż nie może pamiętać rozwodu, bo była malutka, matka twierdzi, że jej nie buntuje...eh

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A pamietasz, ze do szkoly chodzilo sie szesc razy w tygodniu? W soboty tez chodzilismy, dopiero potem wprowadzili wolne. Ja mialam szczescie, bo poszlam do tysiaclatki, taka byla nowiutka i zajecia mielismy tylko przed poludniem.
      Bezowa! Tos Ty byla chuliganka w szkole!!! :))) Ja tam zawsze mialam najwyzsza ocene ze sprawowania, grzeczniutka bylam. :))
      Taaa... dziecko nienawidzi ojca, choc bylo male, a mamuska jej nie buntuje... wierze w kazde slowo. To powinno byc karalne.

      Usuń
    2. Tak, ja też do tysiąclatki, sponsorem była kopalnia "Wujek". Oddali ją 17 września 1966 r. Jasne, że w soboty chodziło się do szkoły, przeważnie miałam 5 lekcji, to krócej. Wolnych sobót w mojej szkolnej kadencji nie było. Kochana, ile zamków w szatni wyłamaliśmy, bo na woźną nie chciało się czekać, parę okien też mam na koncie, no nie sama, ale brałam udział. Musowo raz w tygodniu była składka po parę groszy, a to na zamek, na szklarza. Przecież miałam być synem hahaha.

      Usuń
    3. No masz! I jeszcze zamki w szatni wylamywala! Czego ja sie o Tobie dowiaduje? Okna tez wybijalas!!! No ja nie mogie... :)))
      A na pozor wydawalas mi sie taka grzeczniutka :)))

      Usuń
    4. To tylko pozory hahaha. Jeszcze byłam i jestem pyskata, uparta i w ogóle.....cygary palę, ale już nie piję hahaha

      Usuń
    5. Jeszcze pilas?!?!? No nie wierze. :)))))

      Usuń
  12. Za szybko leci. Zdecydowanie za szybko. Czasami zastanawiam się po co tak gna ten czas. Goni go kto, czy co innego? Hi, hi, hi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ledwie czlowiek sam zaczynal pierwsza klase, to juz jego wnuki wstepuja do szkoly...

      Usuń
  13. Jeżdżę do pracy z panią, która ma wnuczkę w Niemczech i mówiła mi o tym zwyczaju dawanie prezentów i słodyczy.Mój pierszy dzień był taki,że poszliśmy pochodem z przedszkola do szkoły.Ja miałam białą bluzkę i granatową spódniczkę.Tak były ubrane wszystkie dziewczynki.Szkoda,że tyle małżeństw się rozpada.Szkoda dzieci bo wiadomo ,że mama i tata sobie poradzą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie sie wydaje, ze rozwody sa chyba dziedziczne, jej matka tez rozstala sie z ojcem. Tacy ludzie nie mieli w rodzinie wzorca i najczesciej sami nie umieja utrzymac rodziny w calosci. A cierpia rzeczywiscie tylko dzieci.

      Usuń
  14. Żebyś wiedziała
    Ani się obejrzysz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. One dopiero co sie urodzily, a juz od przyszlego miesiaca ida do przedszkola.

      Usuń
  15. Witaj.

    Na razie nie mam ani ochoty pisać na blogu, ani też o czym. Nie mniej staram się cały czas śledzić swoje ulubione blogi, stąd też mniej więcej wiem co u Ciebie się działo.

    U mnie jest mieszanina poprawy z pogorszeniem się w niektórych sprawach/rejonach życia.

    Staruszek przyjął już trzy serie chemii w tabletkach i we wlewach, widać poprawę, choćby w przyroście masy ciała. W przyszłym tygodniu ma kolejne badania i wizytę u lekarza. A 2 września ma umówioną tomografię komputerową. Czyli w tym zakresie jest poprawa.

    Pod koniec lipca Babcia się przewróciła, początkowo narzekała na ból w nodze, opiekunka wezwała karetkę, w szpitalu okazało się, że noga jest złamana. Babcia miała operację zespolenia tej kości, wróciła do domu mniej więcej tydzień później. Jednak raczej nie ma szans na powrót do chodzenia, Babcia ma 90 lat, nie przetłumaczy się Jej, żeby nie obciążała tej nogi itp. itd. Ogólnie za dużo by pisać. Na pewno Babcia pogorszyła się bardzo pod względem psychicznym, coraz mniej rozumie z otaczającego świata.

    Jakiś tydzień temu Rodzicielka zaczęła mieć zawroty głowy i częste wzrosty ciśnienia w czasie snu. W końcu poszła do kardiologa i okazało się, że miała przepisywany lek, który jest przestarzały. Dostała szereg nowych medykamentów, na razie jest poprawa. Jednak we wrześniu i tak jeszcze Rodzicielka idzie do neurologa, żeby wykluczyć wszelkie wątpliwości. Pewnie ten stres itp. rzeczy wychodzą, jednak lepiej to sprawdzić.

    Parę dni temu dowiedzieliśmy się, że brat stryjeczny Staruszka ma guzy na płucu, na 90% złośliwe. Sam jest sobie winny, bo od 40 lat pali papierosy, jednak to i tak kolejny cios.

    A ja mam lepsze i gorsze dni, ogólnie obtarłem się przez te parę miesięcy o dość mocne doły. Ale staram się nie dawać.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No rzeczywiscie masz sytuacje rodzinna nie do pozazdroszczenia, wszystko wali sie naraz. Dobrze, ze choc Tato jest na dobrej drodze do wyzdrowienia. Mam nadzieje, ze u Babci noga zrosnie sie w miare szybko, pod warunkiem, ze nie ma osteoporozy, bo wtedy potrwa to dluzej, jak u mojej mamy. Twoja Mama ma typowe dla wieku (jak ja) dolegliwosci z cisnieniem, pisalam na blogu, moze czytales. Czlowiek sie starzeje i nic na to nie poradzi. Dobrze, ze choc palenie rzucilam, to jest mi latwiej.
      Trzymaj sie, Piotrek, masz sporo dodatkowych rodzinnych obowiazkow, wiec musisz znalezc sily na te wyzwania. Sciskam mocno i trzymam kciuki za Was wszystkich.

      Usuń
  16. Patchworkowe rodziny to czasem niemały problem, ale ważne, by w miarę w określonych sytuacjach umieć zakopać ten topór... A czas, czas pędzi szalenie i mnie to bardzo przeraża... Pozdrawiam! ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zalezy od kultury, nawet po rozwodzie mozna zyc w zgodzie, co najmniej dla dobra wspolnych dzieci. Ale nie kazdemu jest dane...

      Usuń
  17. Co do rozwodu to ja sie kulturalnie nie odzywam mo mojego eksmalza, w sumie to mam go w odwloku ale uwazam ze zemsta najlepiej smakuje na zimno, czyli panbuk nierychliwy ale sprawiedliwy. Rozstalismy sie jak dzieci byly juz dorosle, naprawde chcialam jak kulturalni ludzie i tak sie stalo. Ale to jak mnie juz po rozwodzie potraktowal i czego sie wtedy o nim dowiedzialam, to zabilo wszystkie dobre o tym czlowieku wspomnienia. Powiedzialam mu na koniec, ze zgodnie z zyczeniem, nie odezwe sie do niego juz nigdy ani jednym slowem, w zadnej formie kontaktu, ode mnie nie uslyszy nic o swoich dzieciach, nawet o ich pogrzebie. I tego sie trzymam. Nie wiem jak dzieci sobie poradza z ewentualnym slubem czy czyms takim, cyrkow robic nie bede, ale geby otwierac do niego tez nie musze. To tyle o kulturze.
    A o szkole - u nas dzieci nie dostaja zadnych rozkow, nie ma tez zdanej specjalnej uroczystosci, po prostu sie je zaprowadza do szkoly i odbiera po szkole. W niektorych regionach pierwszy tydzien jest tylko pol dnia dla pierwszakow, po to zeby sie wdrozyly do systemu. Ale tutaj dzieciaczki zaczynaj szkole juz w wieku 4.5-5.5 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczesnie dosyc, ale swiat gna tak szybko do przodu, ze im wczesniej, tym chyba lepiej. Chociaz z drugiej strony poziom nauczania jest tez jakis dziwny, zarzuca sie tak wazna kiedys wiedze ogolna, oczytanie.
      Niech sobie dzieciaki maja swoje pierwszoklasowe swieto z rozkami, od tego dnia zaczynaja sie obowiazki, dziecinstwo sie konczy. ;)

      Usuń
  18. piątek, 17 stycznia 2014
    Nie bardzo umiem zrobić odpowiedniego odnośnika, ale zapraszam: na moim blogu z tą datą jest podstawówka i trochę informacji z moim zdjęciem w mundurku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://ewgad55.blogspot.com/2014/01/powspominam-sobie.html
      Znalazlam i przeczytalam. :) Dziekuje :*

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.