niedziela, 27 października 2019

Mimo pogody...

... sobota byla dla mnie bardzo smutna. Dowiedzialam sie mianowicie, ze u Placzka wyrosl jakis guzek i najpierw wszyscy mysleli, ze to zwykly tluszczak, jak to bywa u starszych psow. Jego opiekunka byla z nim u weta, pobrano wycinek, ktory okazal sie zlosliwym tumorem. Cos cala jego rodzina, bo i matka Kira, i siostra Buffy mialy zlosliwy nowotwor listwy mlecznej, choc Kira miala rowniez usuwany zlosliwy guz na zadku, i obydwie w koncu musialy zostac przedwczesnie uspione. Placzek ma juz 11 lat i zastanawiamy sie, czy poddawac go operacji, bo jak w tym wieku zniesie narkoze, czy pozwolic mu zyc dalej z tym guzkiem, bo i tak oczekiwania wiekowe psow tej wielkosci nie sa specjalnie obiecujace. Nawet zdrowy pozylby 13, moze 14 lat, ale to nic pewnego. Jeszcze nie wiem, co jego obecna mama zadecyduje, czy podda go operacji, czy tak zostawi. Nie myslalam, ze tak to mna wstrzasnie. Wzielam Toyke na spacer do lasu. Ginela mi z pola widzenia, zlewajac sie kolorem z opadlymi liscmi.

Byle dalej od ludzi...

Toyce chyba udzielil sie moj zwisly nastroj

Las byl taki cichy i klimatyczny

Czasem mijali nas joggerzy

Jesienna Toya



- No pospiesz sie...


W drzewach szukalam pocieszenia

One zdaja sie byc takie silne...


Przytulilam sie do pnia, zeby naladowac sie jego energia

Jak ten bluszcz


Smutna Toyka


Tylko takie grzyby spotkalysmy

Toyka je bada organoleptycznie

A liscie w roznych kolorach...

... i odcieniach...

Chwila zadumy

Zaczynaja sie latawce



Doszlysmy w poblize ruin zamku Plesse

Pelno roznych maszyn na polach, ostatnie prace przed zimowa przerwa




To zeschle igly sosnowe





Jakby promieniala blaskiem


Prawie niewidoczna Toya Jesienna

Tu nastepni amatorzy puszczania latawcow
Czy mi pomogl ten spacer? Nie bardzo. Placzek jest ostatni z rodziny, nie wiem, czy ostatni z tamtego miotu z roku 2008, bo z innymi nie mamy kontaktu. Tak jakos szkoda chlopaka...


Zabralam do domu kolorowy lisc, zeby i koty mialy wrazenie, ze tez byly z nami.








50 komentarzy:

  1. smutno mi z Tobą :( głupie to życie, że tak często zbyt szybko się kończy! i że tyle chorób przynosi! tulam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba byli jakos genetycznie napietnowani, nie wierze w takie przypadki.

      Usuń
    2. Pewnie tak. Moi rodzice oboje "rakowi" to mi się częściej każą badać, bo większe zagrożenie. Więc i Płaczuś pewnie dostał "w spadku" :(

      Usuń
    3. U mnie tez tato, a wczesniej jego ojciec, wiec pewnie i mnie bedzie pisane.

      Usuń
  2. Przykro mi z powodu Płaczka. Możesz mieć rację z predyspozycją genetyczną. Przytulam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Płaczek to przecież rodzina.Przykro mi też.Jeżeli ten guzek będzie rósł tak jak u Pandy to 5-6 miesięcy.Ponoć bezpieczniejsza w tym wieku jest narkoza wziewna.No ale to i tak decydować będzie ktoś inny.Przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem, jak bedzie, nawet nie wiem, jak ja bym zrobila. Ale chyba jednak bym operowala.

      Usuń
  4. Odpowiedzi
    1. Ten Placzek jest takim ostatnim ogniwem laczacym nas z Kira, a ze mieszka na tej samej ulicy, wiec czesto go spotykamy.

      Usuń
  5. To bardzo trudne i przykre gdy trzeba podjąć jakąś decyzję i chyba decydujący głos powinien należeć do weta. Gdyby to był młody psiak, to byłby sens podjęcia ryzyka operacji, ale u psa w tym wieku to trzeba się nad tym zastanowić. Bo nie ma pewności czy pies się wybudzi i czy za kilka miesięcy nie pojawi się nowy guzek.Skłonności do nowotworów są rodzinne, co nie znaczy, że w 100% jest pewne, że następne pokolenie też będzie miało problem pod tym względem. Nie dziwię Ci się, że jesteś smutna i nawet piękne okoliczności przyrody niewiele pomogły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie gdyby byl mlodszy, nie wyroslby mu ten guz, a i narkoze przeszedlby bez problemow. Teraz pewnie ma juz troche chore serduszko, jak to psy w jego wieku. A decyzja zawsze nalezy do opiekuna, wet moze jedynie cos zasugerowac.
      Dobrze chociaz, ze nie przekazal swoich zlych genow dalej.

      Usuń
  6. Bardzo mi przykro, zwłaszcza że jesteś z nim jakoś związana. Trudna decyzja, zwłaszcza że ostatnio pisałaś o jego kłopotach ze stawami.
    Spacer miałaś piękny i zdjęcia też takie zrobiłaś. Koty raczej zignorowały ładny listek. Przytulam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Psy lamia nam serca dopiero wtedy, kiedy same musza odejsc. Czlowiek wciaz trzesie sie, zeby byly zdrowe, zeby nie musialy cierpiec, a na ogol malo kiedy sie to udaje.

      Usuń
  7. Przykre chwile.
    W takich chwilach od razu zaczynam się martwić o znajome psy bo choć sama nie mam to wiele znam i kocham. A niedawno jeden odszedł nagle...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest zawsze dramat, kiedy zwierzak choruje, czlowiek chcialby mu nieba przychylic i przejac jego bol na siebie. Znam tego Placzka od szczeniecia, kiedy byl mniejszy od naszego jamnika. Ehhh...

      Usuń
    2. O te wierne oczy patrzące z nadzieją której nie można dać

      Usuń
    3. To jest najgorsze, zwlaszcza wtedy, kiedy musisz je zabic, dla jego dobra. A ono tak ufalo...

      Usuń
  8. Nie ma tu chyba dobrego wyjścia. Operacja to zawsze ryzyko, a choroba też może dać najgorsze efekty za jakiś czas. Czyli można powiedzieć, że to klasyczny impas.

    Miećka chyba nie była szczęśliwa z liścia. Albo mi się tak wydaje tylko.

    Na razie muszę jeszcze podbudować swoje doświadczenie, brakuje mi z pół roku, by zostać tam na stałe.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miecka jeszcze nigdy nie pokazala, ze jest szczesliwa, ale moze to tylko jej maska? :))) Bulce listek tez jest dokladnie obojetny. Zrobilam im te zdjecia, zeby sie nie nazywalo, ze wciaz tylko Toyka ;)

      Usuń
    2. Cóż trudno mi powiedzieć, jednak wiem coś niecoś, że koty bywają właśnie takie ,,odrębne" w pokazywaniu emocji.

      Oj tam, właściwie za każdym razem pokazujesz zdjęcia wszystkich zwierzaków.

      To akurat można uznać za ostatni rozdział z tej książki o śmierci w cywilizacji naszej. Bo ostatni rozdział dotyczy mniej więcej lat 80. XX wieku.

      Pozdrawiam!

      Usuń
    3. Nieee, w latach 80-tych bylo jeszcze calkiem normalnie, a potem Soros i jego kumple od kieliszka zaczeli miec wizje zniszczenia swiata. I to sie wlasnie dokonuje.

      Usuń
  9. Zawsze jest smutno jak musisz obserwować zwierzaka po takiej diagnozie. Wiesz, że w każdej chwili może złożyć go choroba. Dlatego nie jestem w stanie zdecydować się do ponownego zaadoptowania szczura. To było jedyne zwierzę, z którym nawiązałam niemal magiczną relację. Nie potrafię tego wyjaśnić, opiekowałam się różnymi zwierzętami, ale to było wyjątkowe.
    Czekał na mnie aż wrócę do domu, by umrzeć mi na rękach...
    Ten liść odbity w ławce... poezja fotografii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wierze Ci, my tez mielismy kiedys szczurki, najpierw samotna szczurke Dunie, potem parke chlopczykow. Z tymi ostatnimi nie mielismy takiej wiezi, jak z Dunka, bo one mialy siebie i nie tesknily za czlowiekiem. Dunka byla cudowna i madrzejsza od niektorych ludzi, ale zachorowala na raka mozgu i musielismy ja uspic. Chlopcy poumierali sami. :(

      Usuń
    2. Po tym szczurku (był sam jeden) miałam jeszcze dwóch chłopców, ale nie znalazłam z nimi takiej więzi. Dokładnie tak jak piszesz.
      Miał na imię Amon. Miał guz w szyi.

      P.S. Jedno słowo zamieniło mi się w inne i zmieniło całkiem sens wypowiedzi, dlatego skasowałam i napisałam raz jeszcze.

      Usuń
    3. Tak to jest, ze kiedy szczurki maja wlasne towarzystwo, nie nawiazuja takiej wiezi z czlowiekiem.

      Usuń
  10. Straszliwie mnie przygnębiają takie sprawy. Nie wiem, jak to jest - nie wpadam w panikę, gdy choruje człowiek, a gdy nie jest to nikt bliski, to tak naprawdę nie czuję nic. Ale gdy chodzi o zwierzęta, smutek chwyta za gardło i dławi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz to samo, co ja. Zbiorki na chore dzieci tylko mnie wqrwiaja, chore zwierzeta budza wspolczucie i jakies tam poczucie winy.

      Usuń
    2. Właśnie. To poczucie winy...

      Usuń
    3. Bosmy je oswoili, a co za tym idzie, wzieli za nie pelna odpowiedzialonosc.

      Usuń
    4. Poza tym nie jesteśmy w stanie pomóc wszystkim. Od tej świadomości można dostać obłędu.

      Usuń
    5. Racja, czlowiek robi co moze, a nieszczesc coraz wiecej.

      Usuń
  11. Przykro mi z powodu Płaczka ... to są trudne decyzje, a na końcu okazuje się, że cokolwiek byśmy nie zrobili, to na nic.
    Zwierząt bardzo mi żal, zawsze. A nieszczęść wydaje się coraz więcej, bo coraz więcej ludzi nie przechodzi obojętnie obok potrzebujących. Kiedyś - kto z psem, czy kotem latał do weta tak często? Ale jeszcze dużo, dużo do zrobienia jest z mentalnością ludzi.
    O mało nie zagryzłam znajomego z pracy, który nie był zadowolony, że gmina płaci za leczenie zwierząt "z ulicy". To tak a propos tego kotka z poniedziałku, o którym pisałam. Powstrzymałam się i wyszłam, ale parę słów powiedziałam.
    Zdjęcia piękne i piękna jesień na nich :) No i ciągnik z maszyną do sianokiszonki, pierwszy raz widziałam ją własnie w Niemczech, na początku lat 90.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesu, Lidus, skad Ty takie rzeczy wiesz? Myslalam, ze znasz sie tylko na pociagach, a tu prosze, na maszynach rolniczych tez, no no! Jestes wszechstronna!
      Takich "panow z pracy" jest niestety jeszcze bardzo duzo, kosciol rowniez przyczynia sie do krzywdy zwierzat, bo moglby apelowac, popierac, a on tylko, ze zwierzeta duszy nie maja. Ja mysle, ze wlasnie bardziej maja niz duchowni.

      Usuń
    2. Trochę się znam na maszynach rolniczych :)
      Na szczęście wielu młodych ludzi nie wierzy w taką bezduszność zwierząt i bardzo dobrze. Z uczniami podejmuję i takie tematy, więc wiem. Tzn.nie tematy światopoglądowe, religijne, tylko moralne, dotyczące. I wypowiedzi wielu z nich są naprawdę budujące.

      Usuń
    3. Gdyby kazdy nauczyciel poswiecil choc chwile moralnosci i etyce, swiat bylby lepszy. Bo lekcje religii ucza ich tylko nienawisci i nietolerancji.

      Usuń
  12. Calkiem zielono jeszcze w tych Niemczech. Zdecydowanie macie jeszcze wczesna jesien.
    A sport latawcowy bardzo mi sie podoba, my jako dzieci tez robilismy latawce i bardzo to byl fajny zwyczaj. W Polsce teraz chyba dzieci latawcow nie puszczaja. Moze, skoro ja urodzilam sie w Opolskim, to tam byly takie jakies wplywy niemieckie? w kazdym razie przypomnialas mi o tej zabawie latawcowej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wczoraj przezylam chwile grozy i chcialam sobie szczelic w leb z armaty, bo otoz w sobote odbyl sie w moim miescie festiwal latawcow, a ja dowiedzialam sie o nim za pozno. Buuu... Tu troche zdjec:
      https://www.google.com/search?q=drachenfest+in+g%C3%B6ttingen&client=firefox-b-d&sxsrf=ACYBGNQR28SeqEkqfC9l-9DhXkTvSEjwQQ:1572244823799&source=lnms&tbm=isch&sa=X&ved=0ahUKEwi1wuOxrL7lAhXnMewKHbRiDKYQ_AUIESgB&biw=1366&bih=632
      Niektore latawce byly podobno bardzo wypasione. No szkoda, moze w przyszlym roku uda mi sie nie przegapic i sama porobie zdjecia.
      A Opole to przeciez prawie Niemcy :)))

      Usuń
    2. Ale latawce, to juz jest luksus latawcowy i sztuka z wyzszej polki.
      Co??? Opole prawie Niemcy. no wiesz!!!!to byla siedziba Piastow slaskich od niepamietnych czasow, moj tato o nazwisku jak najbardziej niemieckim przewrocil sie w grobie widzac to co napisalas...

      Usuń
    3. No sama widzisz z tym Waszym nazwiskiem :)))) Ostatnio, kiedy bylam u Orki w Szczecinie, u Gosianki we Wrocku - stwierdzilam, ze te miasta bardzo przypominaja miasta niemieckie. Zreszta sama wiesz, jak te granice lataly w te i nazad. :)))

      Usuń
    4. Wiem, a jakze, moja wies Wiekszyce byla cala zamieszkala przez autochtonow, zaraz po wojnie, kiedy moi rodzice tam zamieszkali mieszkancy mowili swietnie po niemiecku, ale takze porozumiewali sie dialektem slaskim, w pierwszych latach powojennych moj ojciec uczyl jezyka polskiego, literatury i historii polskiej, tudiez obwozil mlodziez po miejscach historycznych w Polsce. Moj ojciec chrzestny byl powstancem slaskim. Widzisz wiec, ze mimo czystego nazwiska niemieckiego mial w sobie dusze zagorzalego Polaka.

      Usuń
    5. Ja tez Polka z polskiej rodziny, dziadek walczyl pod Arnhem w Pierwszej Samodzielnej Brygadzie Spadochronowej, a teraz jako jedyna mam wylacznie niemieckie obywatelstwo, reszta rodziny ma podwojne. Jak to sie losy czasem dziwnie tocza...

      Usuń
  13. Biedny Płaczuś, niech jak najdluzej nie odczuwa choroby.
    Dobrego tygodnia Aniu, bez zlych wiadomosci.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strasznie mi go szkoda, on przez cale zycie byl takim ciapciakiem i placzkiem, zyjac wsrod cwanych suk i kotek. Niczym sobie na taki los nie zasluzyl.

      Usuń
  14. Biedny Płaczek..ścisnęło mnie za serce a co dopiero Ciebie.Trzymaj się Pantero.Niestety coraz więcej takich chorób na które chorują zwierzątka.U mnie w sklepie również.Eehh.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo kiedys psy mniej chorowaly, albo nie bylo takiej diagnostyki. Pewnie zyly tez krocej, bo nie bylo takiej opieku weterynaryjnej. Pamietam, ze szczepilo sie tylko przeciw wsciekliznie i nosowce, a teraz jest tych szczepien zatrzesienie.

      Usuń
  15. A może to jednak łagodna zmiana u Płaczka?
    Las o tej porze roku jest fascynująco tajemniczy i piękny do bólu. Bardziej niż wiosną.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety mial juz biopsje i nie jest to lagodna zmiana, jak u matki, jak u siostry, a kto wie czy nie u innago rodzenstwa. Przeklenstwo jakies nad nimi wisi.

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.