poniedziałek, 4 grudnia 2017

Anegdotka.

To jest Toya, zeby nie bylo :)
Dzwoni do mnie psiapsia, kobieta samotna, ktora do towarzystwa ma jedynie psa. Pies jest juz starszawy i nieco narowisty, a to za sprawa, ze chyba juz troche niedoslyszy, a moze po prostu olewa to, co ona do niego mowi. No i wlasnie, kiedy do mnie dzwoni, jest z tymze psem na spacerze. I to mimo, ze sama jest chora. Ale bydle jeszcze nie nauczylo sie korzystac z toalety, wiec nie ma, ze boli - wychodzic z nim trzeba. Od czasu do czasu psiapsia ryczy mi do ucha gromkim glosem, przywolujac psa, ktory sie przywolac nie daje, a ja w panice malo nie wypuszczam smarkfona z lapy. Ona tak ma, choc prosilam ja pierdylion razy, zeby darla ryja do adresata, a nie mnie do ucha, ale gotowa jestem sie zalozyc, ze przy nastepnych rozmowach bedzie to samo. Baba nudzi sie z psem na spacerze, wiec czas wykorzystuje na telefonowanie.
Nawija mi, ze od czterech dni nie schodzi z kibla, bo dopadla ja jakas grypa zoladkowa czy inny syfilis gastryczny i nie pomagaja zadne domowe sposoby, wegle aktywne i kleiki ryzowe. Jest juz tak tym zmeczona, ze wlasnie wybiera sie do lekarza, ale przeciez pies najwazniejszy, wiec tego...
- BOOOLEEEK !!! - ryczy znienacka znowu mnie prosto w ucho. A u mnie stan przedzawalowy.
I nawija dalej, ze chyba tego czubka kiedys zamorduje, bo jej wcale nie slucha. A za chwile:
- Qrna! Znowu mu u tylka wisi! Trawy sie nazre czy bukwieczego, a ja nie mam mu tego czym zdjac, bo chusteczek nie zabralam. Stoi rozkraczony jak taka lebiega i kroku dalej nie chce zrobic.
Poradzilam jej uzycie listkow czy jakiejs galazki, w koncu ze wszystkiego da sie zrobic jakies narzedzie, nawet do grzebania psu w tylku, co nie?
Slysze, ze sapie i zlorzeczy, wiec domyslilam sie, ze uwalnia swoje dziecie od nieszczescia, jakie do niego sie przyczepilo. Za chwile slysze:
- Ufff... Nareszcie! Co za zasraniec.
Na co ja:
- I kto to mowi? Sama od czterech dni z klopa nie schodzisz.
- Ale mnie pies nie musi trawy z tylka wyciagac.
Popuscilam w majtki ze smiechu.





54 komentarze:

  1. Dlatego Mirciowa pańcia zawsze ma w zanadrzu oprócz obligatoryjnego woreczka, także chusteczki higieniczne do wykonania komanda "halt dupa" 💩

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja po pieciu psach nie nauczylam sie lazic z chusteczkami. Od czego bowiem listki? :)))

      Usuń
    2. Aaaaa... to moja pierwsza jedynaczka, to działa jak z pierwszym dzieckiem 😁

      Usuń
    3. No tak, potem juz sie uodpornisz i docenisz listki. :)))

      Usuń
  2. :)))
    Ja też czasami drę się ludziom do ucha przez telefon. Gadam z kimś i krzyczę do dzieci. Najgorsze jest to, że jestem świadoma, ze trafia nie do tych uszu, co trzeba... Ale to jakieś takie przyzwyczajenie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze gorzej, kiedy ktos na psa gwizdze prosto w telefon, mozna zejsc, a przedtem ogluchnac. :))

      Usuń
  3. Ja tam w psiej torebce zawsze mam:chusteczki,groszki,którymi teraz karmię namolne wrony,woreczki i wieczorem dokładam latarkę co by dobrze posprzątać.Onego czasu mój spaniel,Dino mu było,dorwał się do lamety z choinki.To dopiero było wyciąganie na spacerniaku!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasz Hakus dorobil sie tasiemca, tez mozna bylo wyciagac bez konca i w motki zwijac. :))

      Usuń
    2. Orka zawsze wyposazona jak na wyprawe polarna. Bylam swiadkiem. :))

      Usuń
  4. Bez worków i chusteczek się nie ruszamy. Co do darcia się w słuchawkę to nawet psa nie potrzebuję - jakoś tak odruchowo. Chyba głuchnę czy jak i dlatego się drę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie pamietam, zebys sie w telefon wydzieral, w kazdym razie nie podczas rozmow ze mna. :)))

      Usuń
    2. Hmm, a mówio, że do słuchawki się drę??? Jak dziecko - wszystko dam sobie wmówić.

      Usuń
    3. Moze ze mna specjalnie sie starales? :)))

      Usuń
  5. Prawie oplułam klawiaturę bo dopiero teraz śniadanko jem. Dobrze, że to anegdotka bo przy jedzeniu temat raczej niesprzyjający. Kot kiedyś zjadł sznurek, na szczęście niezbyt długi.

    OdpowiedzUsuń
  6. No, nie dziwię się, bo nieźle spuentowała:D:D:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeszcze pozniej z godzine rylam sama do siebie, bo ja sobie wszystko wizualizuje. Kiedys czytalam wspomnienia aptekarzy, o co ludzie prosza, nie znajac nazwy lub ja przekrecajac. Z czopkow nitroglicerynowych smieje sie do dzisiaj, wyobrazajac sobie, jak komus tylek eksploduje. :)))

      Usuń
    2. Ja też to czytałam. I jeszcze było coś takiego, nazwy leków po czesku, nie mogę sobie teraz dokładnie przypomnieć, ale śmiałam się jak wariatka, łzy mi ciekły ciurkiem :D:D:D

      Usuń
    3. Te czopki nitroglicerynowe to dupne bombiczki czy jakos tak. :)))

      Usuń
  7. I ja się trochę uśmiałam.A co do poprzedniego posta.Pracowała ze mną w sklepie tym co teraz pracuje,moja imienniczka czyli Gosia.Urodzona w tym samym dniu to ca ja tylko 10 lat póżniej.Niektóre rzeczy w naszymżyciu były bardzo podobne.Ja poznałam mojego jak miałam 40 lat .Ona ma teraz 40 i w tym roku poznała swojego męża i wyszła za mąż.W jedny dniu nie mówiąc o tym idziemy do fryzjera.W jednem czasie mówimy to samo.Ot taka prawie bratnia dusza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ani chybi Twoj przenoszony przez 10 lat blizniak jednojajeczny. :)))

      Usuń
  8. a za to nasza Ernusia robi głównie na podwórku...tak wiem, że to nie fajne bo kupy zbierać musimy a po zimie to ho ho ale za to gdy coś jej się przydarzy, to łazienka tuż... oraz taki kupny zasrany wpis ci się zrobił ;-P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No co? Bez tego zycia nie ma, a wszyscy wstydza sie pisac. :)))

      Usuń
  9. gówniany post :P
    znam ten ból, yorki też maja przygody ;)
    woreczek zawsze mam i ratuje dupsko psicy ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. My wprawdzie woreczki nosimy, bo moze sie zdarzyc tam, gdzie nie powinno, ale Toya, tak jak Kira, zalatwia sie daleko w polu, na uboczu i tam nie sprzatamy.

      Usuń
  10. Anegdotka bardzo kiblowa.
    A mnie interesuje Toya, czy to cos czerwono-biale to torebeczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, to jest taka spleciona z linek pileczka z uchwytem, do zabawy w przeciaganie. :)

      Usuń
    2. No to fajnie ze to pileczka a nie torebeczka.
      Podziwiam tez Toyke, ze tak pozwala sie przykryc kocykiem.

      Usuń
    3. Ona to uwielbia, bo to maly piecuszek i lubi cieplo. :)))

      Usuń
  11. nie no nieee przyyy jedzeniuuu!!!!
    ale anegdotka pyszna:))

    OdpowiedzUsuń
  12. A my już nie używamy woreczków, bo stwierdziliśmy, że ile to lat musi się ta folia rozkładać, a keszcze z tym gównem w środku? Zabieramy kawałek ręcznika papierowego. Też mi zdażało ratować Mopa z opresji i pomagać w odczepieniu koppy z dyndajcej trawki, liść, patyk, ewentualnie czubek buta - nadają się do tego. To nie problem, gorzej, jak zimą zarośnie mu zadek, a przypadkiem koopa lużnijesza i obsra sobie frędzelki, wtedy trzeba doopę po powrocie wsadzić pod prysznic. Ot i takie to gówniane tematy się pojawiają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz racje, te woreczki sa wiekszym zlem niz psia kupa na trawniku, bo ona rozlozy sie w znacznie krotszym czasie niz folia, ale nie wszyscy sa gotowi ryzykowac pobrudzeniem rak przy uzyciu recznika papierowego. Zreszta psia kupa nie ma nic do szukania w pojemniku na smieci, a jeszcze nie zainstalowano specjalnych koszy na kupy.
      Dobrze, ze Toya ma krotka siersc, wiec raczej sie nie brudzi przy defekacji.

      Usuń
    2. U mnie ze dwa są takie kosze, tylko, jak zmusić Mopa, żeby kucnął w pobliżu? Jak wchodzi w jakiś krzaczek, żywopłot (takie mamy na osiedlu) to nie zabieram tej kupy, zabieram z widocznego, krótko ciętego trawnika i chodników. Mop ma małe koopki, ale duży pies potrafi nawalić. Okresowo pojawiają się u mnie w bloku na holu papierowe torebki z tekturową łopatką, wykładane są za darmo - t się swietnie nadają do większych urobków.

      Usuń
    3. Podczas naszej wizyty w zoo w Hannoverze Kirunia dostala papierowa torebke z wbudowana tekturowa lopatka, gdyby jej sie zdarzylo. Mamy ja do dzisiaj, bo Kirunia byla dama i nigdy nie robila w nieodpowiednich miejscach. Takie torebki to ja rozumiem, a nie foliowki.

      Usuń
  13. Ja też wszystko sobie wizualizuję i to widzę:)))))
    A to darcie do słuchawki to jest dla mnie jakaś zmora, mam taką znajomą która kiedy do mnie dzwoni myje gary jest taki hałas, że uszy więdną. Inna z kolei je w trakcie rozmowy, żadne próby zwrócenia uwagi nie działają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo tacy ludzie chyba zupelnie nie kojarza, ze w chwili ryczenia na psa/mycia garow maja sluchawke przy uchu. Jakos w tej samej chwili przestaja o tym wiedziec/pamietac. :)))

      Usuń
    2. Mnie to wkurza,kiedy kolezusia rozmawiając ze mną,wiecznie sie rusza,chodzi, zasieg nam leci, ale ona glubi dlugo gadac,wiec albo dzwoni do mnie kiedy jedzie autem(!) albo wlasnie chodząc,i tez pokrzykuje,albo na kota albo na psa;)

      Usuń
    3. Ja staram sie przeprosic rozmowce, oddalic sluchawke od otworu gebowego albo zakryc reka i potem dopiero cos gadam do psa, meza czy kotow. Nie wiem nawet, czy mi to wychodzi.

      Usuń
  14. Znam takie sytuacje:)
    Kiedys w domu zginela chusteczka do nosa, taka z materiału, meska. Mąż w koncu stwierdził, ze chyba gdzies zgubil. Po obiedzie wyszedł na dlugi spacer z naszą psiną. Zauważył, ze nie moze sie załatwić (pies), kreci sie, skacze. Podszedł bliżej i oczom nie wierzy! Z tyłu psa wychodzi...chusteczka do nosa. Pomógł kijaszkiem, bo co bylo robic:) Wiem, wiem, nie przy jedzeniu, ale takie życie psich państwa:)
    Toyka ślicznie wygląda! Nasz tez dawal sie tak okrywać kocykiem♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz, kiedy zrobilo sie chlodniej, Toyka ma kocyk na stale w koszyczku, bardzo lubi grzac sie pod nim, a przy podlodze zawsze chlodniej i ciagnie.
      Ale zeby... chusteczke do nosa pozrec? I to wielka meska? A pies jakiej wielkosci jest Wasz pies? Dobrze, ze nie skonczylo sie operacja. Pamietasz, jak Kira pozarla kawalek gumowej zabawki i musiala byc operowana.

      Usuń
    2. Pamiętam i dlatego potem opowiadałam mężowi, ze u nas z ta chustka skonczylo sie szczesliwie. To byl nasz pierwszy pies, duży doberman. I podkradal wszystko, co sie dalo!
      A przed chwila gadalam z corka na Skype. Byla na spacerze ze swoim labradorem i tez mi sie tak darla w sluchawke, tzn.na psa:)))

      Usuń
    3. Ja nie wiem, co w tych ludziach siedzi, zupelnie nie zdaja sobie sprawy, ze dra sie do sluchawki, a pies i tak nie slyszy (albo nie chce slyszec). :)))
      W dobermanie chustka sie spoko zmiescila. A nawet przeszla przez niego spacerkiem i wylazla z drugiej strony- ;)

      Usuń
  15. :) trawka to pikuś .... mojemu kocurowi wyciągałam piórko .... bez komentarza

    OdpowiedzUsuń
  16. Obsmialam sie jak norka. Z braku psa takie atrakcje mnie omijaja, ale szara zolza ogromnie sie stara aby to wyrównac, zwracajac kleby siersci, wraz z sokiem zoladkowym, w miejscach do tego najmniej odpowiednich, jak na przyklad na paszport niechcacy pozostawiony na stole...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie no, nasze tez rzygajo gdzie popadnie, a slubny tylko zlorzeczy i... sprzata. Nie wspomne juz o kuwetach. :)))

      Usuń
  17. Miałam podobne gadki z moją przyjaciółką wisząc na telefonie podczas spacerów z psem :)), tylko nie darłam się aż tak, bo psa najczęściej nie spuszczałam :).

    OdpowiedzUsuń
  18. Ongiś nasz pies rozpracował kasetę od magnetofonu... i co tu dalej gadać :-)). Mąż wpadł na sposób: rzucił patyk - na szczęście dalej niż długość pożartej taśmy.
    Melduję, że pies nie ucierpiał w żaden sposób.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Boszsz... juz to widze! Pies leci za patykiem, maz dzierzy w garsci tasme, ktora sie rozciaga... rozciaga... rozciaga w nieskonczonosc. :))

      Usuń

Chcesz pogadac? Zamieniam sie w sluch.