Kiedy ten post sie ukaze, ja bede juz w drodze z powrotem do domu. Taka zrobilam Wam niespodzianke! Na pewno juz mocno steskniliscie sie za moim gderaniem coporannym. Pewnie niedlugo rusze do ataku ze sprawozdaniami z pobytu u mamy, a na razie mam dla Was ten post, tak na rozgrzewke. O kotce moich znajomych, przywiezionej z Francji Madame, pisalam juz wielokrotnie, TUTAJ, TUTAJ, TUTAJ i TUTAJ.
Sporo sie w rodzinie zmienilo, po pierwsze nie ma juz Frycka. Bywal w domu coraz rzadszym gosciem, az w koncu przestal w ogole wracac. Do dzis nie wiadomo, czy znalazl inna rodzine, ktos go przygarnal, a moze cos mu sie stalo? Mial juz sporo lat, wiec moze poszedl gdzies w spokoju umrzec? Moze wpadl pod samochod? Mimo zakrojonych na szeroka skale poszukiwan, nie udalo sie im dowiedziec, co stalo sie z ich Fryckiem. Teraz Madame rzadzi w domu i okolicach sama. Stala sie takim zarlokiem, tyje w oczach i ze smuklej pieknej koteczki przepoczwarzyla sie w beczulke. Oni co prawda podaja jej jakies dietetyczne jedzenie, ale co z tego, kiedy lazi zebrac (rzebrac) po sasiadach, a oni nie moga sie oprzec jej rozpaczliwemu kwileniu, bo dalej pipie jak male kociatko, i pakuja w nia smaczki. Ta cwaniara chodzi tak od jednego do drugiego, patrzy proszalnie w oczy i wszedzie cos tam jej skapnie. Nic wiec dziwnego, ze dupsko jej uroslo do rozmiarow... ze oesu!
Nie przeszkadza jej to jednak ani troche w pomyslnych lowach, choc wydawaloby sie, ze przy takich gabarytach (wszerz, zeby nie bylo, bo poza tym to naprawde niewielki koci osobnik) bedzie miala ograniczona ruchliwosc. Nic bardziej mylnego! Wciaz znosi do domu martwe myszy, a co gorsze, ptaki. I o tym bedzie dzisiejszy post.
Jeszcze przed wyjazdem wpadlam do nich, a ze pogoda byla sprzyjajaca, siedzielismy w ogrodzie. Kiedy weszlam do domu za potrzeba, obok przeleciala mi Madame z czyms w pyszczku. W pierwszej chwili myslalam, ze to mysz, ale kiedy wypuscila to z paszczy, zobaczylam sikorke, tyle tylko, ze o polowe mniejsza od doroslej. No tak, podlot wylecial z gniazda, to i latwy byl do zlapania przez tlustego kota. Ptaszek zyl jeszcze i rozpaczliwie probowal gdzies sie schowac przed krwiozerczym stworem. A Madame, jak kazdy kot, zabawiala sie nim. Nie bylo czasu do stracenia! Porwalam kota na rece i pobieglam do ogrodu po pomoc. Ptaszek zostal w domu, wcisniety za kosz, ktory stal pod stolem. Kot zostal zamkniety w jednym z pokojow i zajelysmy sie ptakiem. Najpierw znajoma wyniosla go na trawnik, ale wtedy stwierdzilysmy, ze nie odleci sam, bo jeszcze latac nie umie, wiec przenioslysmy go do innego pokoju, gdzie natychmiast wczolgal sie pod szafe i tyle go widzieli. Postawilysmy mu tam jedzenie i picie i zostawilysmy w spokoju, zeby nabral sil. I wypuscilysmy kota z wiezienia. Madame poleciala natychmiast w miejsce, gdzie zostawila ptaszka.
Tam jednak sikoreczki juz nie bylo. Biegala po calym mieszkaniu szukajac swojej zdobyczy, ale na szczescie drzwi sobie sama otwierac nie umie. Siedziala nieco zdezorientowana i popatrywala na nas z nadzieja, ze moze cos wiemy, ze jej pomozemy, bo zaginal bez wiesci jej lup.
Kiedy nic nie osiagnela, wyszla z lekkim fochem na tylny balkon, a kiedy ja zawolalam, spojrzala na mnie takim wzrokiem, ze gdyby ten wzrok mogl zabijac, juz dawno bylabym sztywna.
Po czym z godnosciom osobistom i fochem jak stad do mglawicy Oriona, oddalila sie na kolejne lowy.
No coz, chyba bardzo jej sie narazilam. O dalsze losy ptaszka zapytam przy okazji. Zagladalam kilkakrotnie do pokoju, w ktorym byl zamkniety, ale tak sie schowal, ze nie moglam go zlokalizowac. Na dwoje babka wrozyla, albo sie jakos zregeneruje i zostanie wypuszczony, albo dokona zywota gdzies tam za szafa. Niby nie wygladal na mocno poturbowanego, w kazdym razie nie krwawil, ale niewykluczone, ze Madame go jednak uszkodzila. Zdjec z ptaszkiem nie mam, bo nie bylo czasu, musialam ratowac stworzonko, jest za to sama Baryla.
EDIT: niestety ptaszek nie przezyl i poszedl do ptasiego nieba.
Nie ukrywam, że miła niespodzianką jest znów czytać Panterę o poranku.
OdpowiedzUsuńSzkoda ptaszka, ale koty to drapieżniki i nic tego nie zmieni. Kotka śliczna mimo tuszy.
Tadam! Oto jestem juz w pieleszach i obrabiam ten milion zdjec, jakie narobilam w Polsce. :))
Usuńkot córki wymusił zmianę klamek w domu, bo nauczył się cwaniak otwierać
OdpowiedzUsuńi ptaszka żal
Klamke w pokoju goscinnym postawilismy pionowo, bo tylko takiej Miecka nie umie otworzyc, z pozostalymi daje sobie swietnie rade.
Usuńte koty to umieją zgrywać pierdoły, ale jak czegoś chcą to nie ma zmiłuj
UsuńA jak! Pinciu groszy bys za Miecke nie dala, a to cwaniara, ze hej!
UsuńWłaśnie, nasz też niby pierdoła, a jednak nie. O swoje potrafi się targować i powolutku wywalczyć ;) patrząc niewinnie w oczy.
UsuńTo miszcze manipulacji, niby nic, a robio z nami, co chco. :)))
UsuńKtoś mi podpierdzielił imię! Baryła to mój kot!!! Najpierw, widząc tytuł, pomyślałam, że to o nim piszesz.
OdpowiedzUsuńA czy ja znam sie osobiscie z Twoim kotem Baryla, zeby miec czelnosc o nim pisac?
UsuńNo i moja Baryla to tylko ksywka adekwatna do wygladu, bo bohaterka posta dostala na chrzcie Madame. :)))
Nie czelność, tylko zaszczyt!
UsuńJa wiem? A gdybym tak nie pisala w suerlatywach?
UsuńSię nie da :)
UsuńNie znam, nie wiem, wiec nie smiem. ;)
UsuńNo to witojcie z powrotem :-)
OdpowiedzUsuńNie ma jak w domu! U mamy bylo fajnie i niefajnie zarazem, ale w domu najlepiej. :)
Usuń:))) Jak miło czytać Twój post po kilkudniowej przerwie :)
OdpowiedzUsuńKoty to bandziory som i tyle. Grube, czy chude, ptaszki budzą ich zainteresowanie. Nawet nasz, chociaż na smyczy, to się na nie czai i dobiega. Ale obie strony wiedzą, że nic z tego nie będzie, więc tak się tylko drażnią i straszą nawzajem.
Madame faktycznie trochę obfita w sobie, ale tak, jak pisałas - zwinności kociej to często nie przeszkadza. Nasz zresztą też ma lekką nadwagę, ale pilnujemy tych 8,5 kg maksymalnie i tyle. Na spacery chodzi, jeść dostaje czasem mniej, czasem więcej ...
Omatulu! 8,5? To on jest olbrzym. Nasza Miecka tez ma nadwage, dobiega 6 kilo, pewnie na nastepne szczepienie w koncu dobiegnie. :)))
UsuńNo :) Bo on jest w ogóle duży, jak na dachowca. Po rozciągnięciu ma prawie metr - z ogonem ;)
UsuńNo mutant jakowys, pewnie dlatego Miecka wodzi za nim maslanym wzrokiem. :)))
UsuńWelcome back :)
OdpowiedzUsuńNa Twoim miejscu uwazalabym przy nastepnych wizytach u znajomych, bo moze Ci cos na glowke spasc cy cus... W tym spojrzeniu i jest chec mordu i zemsty tez ;)
A tam, glowka szybko sie zregeneruje, ale jak mi z zemsty narobi w buty, to bedzie gorzej.
UsuńI to jeden z glownych powodow dla ktorych nie lubie kotow i nigdy nie zapragne posiadania kota. I prosze mi nie tlumaczyc, ze to natura;)) wiem o tym, mimo to nie popieram i nie karmilabym czegos co zabija ptaki.
OdpowiedzUsuńOczywiscie jak zawsze to moje osobiste zdanie.
A bo koty domowe powinny siedziec w domu, a nie wylazic, szlajac sie, wpadac pod samochody i polowac na ptaszki. O!
UsuńPowiedzialabym ze Madame wyglada dorodnie, a duze dupyyy sa w modzie,
OdpowiedzUsuńale za ptaszka to bym jej nagadala.
Nigdy nie podazalam slepo za moda i jakos wolalabym miec niewielka doopke. :)))
UsuńA bo to z kotem idzie sie dogadac?
Szara Zolza, dzien po zdjeciu szwów i kolnierza, po pierwszym wypadzie na dach sprezentowala mi zywego wróblowego mlodzienca. Pól godziny zajelo mi lapanie tej kulki pierza, ale w koncu zostal uwolniony. Bardzo nie lubie takich prezentów...
OdpowiedzUsuńZaaresztuj Zolze. Moze jak nie bedzie wychodzila, to sie oduczy. Ale przede wszystkim palnij jej mowe dydaktyczna. :)))
UsuńTym razem darowalam, bo zolzie, ostro pokrojonej, nalezalo sie troche wytchnienia (na szczescie histopatologia wykazala fibroadenome, czyli nic groznego, ufff...) A poza tym, nie mogac wychodzic, zatruje mi zycie do imentu.
UsuńJakie szczescie, ze ja nie mam z kotami tych problemow. Na ptaszki mogo se popatrzec przez siateczke. :)) Za to w domu lowia muchy.
UsuńTa kocica zejdzie ze zwykłego przejedzenia, serducho się jej za mocno zatłuści i padnie.Stare koty, które są kotami wychodzącymi na ogół same w pewnej chwili zaczynają wędrówkę w stronę Tęczowego Mostu, byle dalej od domu.
OdpowiedzUsuńSzkoda sikoreczki, robale wszak zjada, ale sikorki mają na ogól minimum 2 lęgi w sezonie.
Fajnie, że już jesteś z powrotem;)))
No ale co z nia zrobic? Najwyzej zamurowac kocia klape i nie wypuszczac, zeby zebrala po sasiadach o zarcie.
UsuńSzkoda mi tego Frycka, lubilam go, choc nie byl kotem przymilnym, ale kiedy kogos polubil, byl kochany.
Kotów się wręcz lekami i nie rozumiem:)A za Tobą tęskniłem.
OdpowiedzUsuńJa tez bardzo za Wami tesknilam, a kotow nauczylam sie przy Miecce, to moj pierwszy kot w zyciu. Potem dokocilam sie Bulka. Myslalam, ze jako psiara, nie polubie kotow i nigdy ich nie zrozumiem.
UsuńMylilam sie.
Boszszsz, jak to zleciało. Przecież dopiero namawiałam Cię do zmiany kursu w moim kierunku. Protestuję!
OdpowiedzUsuńJa nie wiem, dopiero jechalam w tamta strone, a juz jestem z powrotem w domu. Sama nie wiem, kiedy to zlecialo. Mam natomiast silne postanowienie nastempnom razom zahaczyc o Posen. ;)
Usuńnie mogłam skumać kim jest ta Baryła
OdpowiedzUsuńjuż myślałam, że to Ty :PP
szkoda sikoreczki, ale cóż, takie prawa natury
welcome :)
A to tez! Mozesz mnie tak nazywac po tych lodach z Boguska i wyzywieniu maminym. :))
UsuńFrancuskie pieski sa mi znane, ale kotki jeszcze nie ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytalak wszystkie wKLIKi na temat, fajna historia Madame! To sie nazywa pamiatka z urlopu!
Ja w sumie tez cale zycie bylam kociara, ale chcialam kiedys miec psa. I jest tak, ze koty nadal bardzo lubie (chyba, ze gryza i powoduja liczne operacje...) ale nie ma to, jak fajny rodzinny pies.
Ja z kolei mialam same psy i Miecka znalazla sie u nas, bo corka koniecznie chciala kota. Potem nie miala dla zwierzaka czasu i tak kocina jest u nas jako spadek po nieodpowiedzialnej corce. Bulka zostala juz wzieta z rozmyslem przeze mnie.
UsuńMiałam takie przygody z ptaszkami niestety i podobnie się kończyły :(... Fajnie, że zrobiłaś niespodziankę :)
OdpowiedzUsuńWiedzialam, ze z nowym postem nie zdaze na dzisiaj, wiec zrobilam zapasik. ;)
UsuńInstynkt, instynkt i jeszcze raz instynkt! I co z tego, że kot domowy, skoro w takich sytuacjach włącza mu się pierwotny instynkt... Przygoda warta napisania książki :)
OdpowiedzUsuńChocby nie wiem jak udomowione, zwierzeta bywaja nieobliczalne. Nie wolno o tym zapominac.
UsuńInstynkt instynktem, ale teoretycznie skoro najedzone to nie powinny polować, znaczy się w kotach też siedzą bestie, nie tylko w ludziach ;)
OdpowiedzUsuńWczoraj w Parku Wschodnim gdzie ludziska przyprowadzają psy coby się wybiegały, w takim zacisznym miejscu opodal krzaków żerowała sarna. W tym czasie opodal przechodziły psy i żaden jej nie wyczuł. To taka ciekawostka :) Tylko ja ją wyczułam, bo coś mi kazało poleźć właśnie w tamtym kierunku ;)
Nooo, Marija, masz wech lepszy od psa tropiacego! :))) Przedwczoraj bylam we Wrocku juz po ciemnosci i nie zajrzalam Ci w okna, bo nie rozpoznalam domu. :(
UsuńNo i te dzisiajsze psy to kanapowce, z trudem znajduja wechem droge do wlasnej miski, pewnie by nie umialy zapolowac. :))
Baryła odpowiada rozmiarom kotki :)
OdpowiedzUsuńMoja też stety-niestety znosi co się da do domu, chociaż ostatnio nie wpuszczam jej ze zdobyczą, tylko każę się pobawić przed wejściem, potem odkłada łup na wycieraczkę i może wejść do domu.
Taka już kocia natura.
Z uwagi na mocno zajęte ostatnie i nadchodzące tygodnie zdecydowałam się ją jednak na pewien czas znów zostawić u mamy. Dzięki temu okoliczne myszy i ptactwo są trochę bezpieczniejsze.
No i chyba sama Mozart jest bezpieczniejsza, kiedy nie wychodzi z domu. Przynajmniej znow nie wroci pocharatana. :)
Usuń