Zupelnie nie miesci sie w schemacie wyobrazenia o tej chorobie, kiedy ktos zachowuje sie na pozor normalnie, nie tylko wstaje z lozka, wykonuje codzienne czynnosci, ale o zgrozo, usmiecha sie i smieje zamiast ubrac twarz w zbolala mine. Przeciez powinien pozostac w lozku, gapiac sie bezmyslnie w sufit, powinien nie miec sily sie umyc i zadbac o siebie, podkreslic oko i przypudrowac nos. Powinien byc wychudzony, bo ta choroba odbiera apetyt, powinien byc nieobecny duchem, nie odpowiadac na pytania. No wtedy jakos predzej otoczenie zauwazy, ze cos jest nie tak, moze nawet spyta, jak pomoc, ale glownie uspokojone slowami "wszystko w porzadku" pozostawia sprawy wlasnemu biegowi. Nie zeby swiat skladal sie z samych ignorantow nie majacych pojecia o genezie, objawach i przebiegu tej podstepnej choroby, wprost przeciwnie. Albo z wlasnego doswiadczenia, albo przez oczytanie nigdy nie powiedza, zeby sie wziac w garsc, wyjsc do ludzi albo znalezc sobie zajmujace hobby, oni niby wiedza i rozumieja i juz stoja w kolejce do udzielania dobrych rad, zeby udac sie do lekarza, wziac odpowiednie lekarstwa, chodzic na psychoterapie. Tylko co, jesli chory juz to wszystko ma opracowane, bo choruje od kilkunstu lat i w tym czasie zwiedzil kilkanascie roznych gabinetow, zanim znalazl takiego lekarza, z ktorym dobrze mu sie rozmawialo i ze strony ktorego czul zrozumienie, a nie znudzenie kolejnym przypadkiem medycznym. Co, jesli przez te lata zdazyl wyprobowac chyba wszystkie rodzaje antydepresantow, az znalazl taki, ktory mial dla niego najmniejsze dzialania uboczne. I co, jesli wszyscy psychoterapeuci zgodnie i jednym glosem mowia, ze choroba nie moze byc wyleczona, dopoki nie ustana jej przyczyny, a te sa zupelnie od chorego niezalezne. O ile jest latwiej, kiedy depresja dopada po smierci bliskiej osoby, po utracie pracy czy rozwodzie, bo wszystkie te przyczyny predzej czy pozniej ustaja, jedne poprzez przejscie okresu zaloby, inne po znalezieniu nowej pracy. Jak ma czuc sie chory, ktory od lekarzy slyszy, ze jego stan jest beznadziejny, nieuleczalny i nic nie jest w stanie go zmienic. Bo zyje sie, dopoki jest nadzieja, a kiedy juz ona, jako ostatnia, jest choremu odebrana, to po co zyc?
Malo kto jest sobie w stanie wyobrazic, ile wysilku kosztuje chorego codzienny powrot do rzeczywistosci, ile razy rano chory zaklina sie, ze nie wstanie, ze zostanie w lozku, bo nie ma sily i nie chce juz zmagac sie z zyciem. W koncu jednak wymusza nawet usmiech na gebie i powoli zaczyna dzien kawa i kolejna pigulka szczescia, bo bez niej na pewno by nie wstal. Nikt nie domysla sie, nawet domownicy, ile nocy chory przelezal nie mogac zasnac, ile nocy przeplakal, zastanawiajac sie nad sensem ciagniecia tego dalej na sile. Juz slysze te glosy oburzenia, ze przeciez ma sie dla kogo zyc, ze jest sie potrzebnym, ze przeciez byloby szkoda i takie tam truizmy, ktore w tym stanie chorego akurat gowno obchodza. Bo nawet odbiera mu sie prawo do samostanowienia o wlasnym zyciu probami wzbudzenia w nim poczucia jeszcze wiekszej winy i zarzutami egoizmu, tu przeciez rodzina potrzebuje i oczekuje pomocy, a chory chce sie wywinac od obowiazkow. Bo rodzina powinna byc wsparciem. No powinna, ale co zrobic, kiedy w tym przypadku nie jest, bo mysli stereotypami i kaze brac sie w garsc. Chory juz dawno przestal sie na cokolwiek skarzyc, bo to i tak mijalo sie z celem, wiec rodzina uznala, ze sprawa zalatwiona i wszystko gra i buczy. Pat. I znow gromada doradcow zechce przekonywac chorego, ze trzeba rozmawiac, uswiadamiac, nie mowi tylko, skad brac na to sily i nie zdaje sobie moze sprawy z tego, ze rodzina ma wlasnych problemow dosyc, wiec dokladanie im nastepnych na pewno chorego nie uleczy.
Czlowiek coraz bardziej zazdrosci tym, ktorzy sie w koncu odwazyli... I czuje sie coraz bardziej samotny, opuszczony i niezrozumiany.
Jak sie samemu nie ma depresji nie sposob zrozumiec chorego na nia. Mozna miec wiedze i co z tego, nawet lekarz psychiatra nie ma pojecia jak naprawde czuje sie chory na depresje, dobry lekarz-psychiatra potrafi rozmawiac z chorym, sluchac chorego, no i oczywiscie przepisac wlasciwy lek, kontrolowac przebieg choroby, moze zmieniac lekarstwo.
OdpowiedzUsuńTak ja to widze, a raczej mysle, bo sama depresji nie mam, nawet nie wiem czy moje stany przejsciowe pelne smutku, rozpaczy mialy w sobie cos z depresji, nie smiem nawet tak myslec ze to byla pezjsciowa depresja, bo uwazam ze obrazam tych co naprawde maja kliniczna depresje, wiec raczej takie przejsciowe stany zalamania nazywalabym stresem.
Bardzo wspolczuje ludziom chorym na depresje, wogole na jakakolwiek chorobe psychiczna, to co oni przechodza, to co ich meczy psychiczne musi byc straszne i za zadne skarby nie sposob wyobrazic sobie tego calego cierpienia.
Jest dokladnie tak, jak piszesz. Wez jako przyklad Robina Williamsa, ktory rozsmieszal caly swiat. Nikt nawet nie domyslal sie, jak bardzo ten czlowiek cierpi, jak ciezko jest chory. Do momentu, kiedy sie powiesil, wtedy wszyscy mocno sie zdiwili. Bo nie pasowal, nie miescil sie w schemacie, nie wygladal na chorego.
UsuńTyp ze mnie depresyjmy i głęboko współczuję tym którzy są chorzy i zwłaszcza którym się już nie chce walczyć .. Bo rozumiem.
OdpowiedzUsuńNo bo ile mozna walczyc, ze swiadomoscia, ze ta walka nie jest do wygrania?
UsuńAniu, to wszystko prawda. Schematy, stereotypy myslenia rządzą nami wszystkimi - zdrowymi, chorymi i lekarzami. Trudno sie temu wyrwać, choc człowiek próbuje. I wbrew dobrym chęciom znowu wpada sie w jakieś utarte koleiny i niechcący znowu sie kogos rani dobrymi radami, pocieszaniem, troską, która tylko irytuje, bo to wszystko juz było i niczego nie zmieniło a poza tym pewnie jest tylko głupim jojczeniem na pokaz, niczym więcej, więc już chyba lepiej wcale się nie odzywać.
OdpowiedzUsuńTym niemniej, gdy czytam taki post jak Twój, znów pojawia sie jakieś idiotyczne pragnienie żeby jakos ulzyć w bólu bliźniemu, znaleźć światełko w tunelu. Bo trudno tak po prostu stać obok obojetnie, gdy ktos cierpi, gdy woła z głębi swej rozpaczy o pomoc (bo przecież nawet napisanie takiego posta jak Twój, moim zdaniem, jest takim wołaniem i wyobrażam sobie, jak dużo kosztowało Cię jego napisanie). Mnie też duzo kosztuje napisanie tego komentarza, bo wszystko, co piszę zdaje sie w tej sytuacji banalne i zbędne.
Tym niemniej przeczytałam Twoje słowa, myślę o nich i czuję je w sobie głęboko.***
Dlawie to w sobie juz tyle miesiecy i jest tylko gorzej. Wlasciwie nie oczekuje niczego, zadnych porad ani nawet wspolczucia. Napisalam, bo napisalam, moze to proba autoterapii? W kazdym razie jest niedobrze, jak nigdy przedtem i wlasciwie znikad pomocy.
UsuńI ja uważam, że pisanie może być dobrą autoterapią. Wszystko jest dobre, co choć odrobinę pomaga i sprawia, że człowiek nie czuje sie tak bardzo osobny, samotny i zapętlony.
UsuńMoze byloby to dla mnie dobre, ale nawet tego mi sie nie chce. Czasem nawet myslenie sprawia mi bol i nie moge wylapac i poskromic latajacych mi po glowie chaotycznych mysli.
UsuńPodpisuję się pod słowami Oli, bo z przykrością stwierdzam, że nie bardzo wiem co napisać. Spotkałam się już z tą chorobą, odwiedzałam w szpitalu córkę kuzynki, nie bardzo umiałam rozmawiać.
OdpowiedzUsuńBardzo to trudne, mogę tylko przytulić i być.
Ja wiem i chyba niepotrzebnie Was obarczam...
UsuńAnia, nic nie obarczasz nas, dobrze ze piszesz, powinno sie wiecej rozmawiac o depresji i innych chorobach psychicznych, zeby bylo wiecej zrozumienia wsrod ludzi, zeby nie byc obojetnym na cierpienia psychiczne.
UsuńLudzie ciagle za malo wiedza a moze czesto wlasnie mozna pomoc przez wysluchanie takiej cierpiacej osoby.
Moze tak, bo ja wlasnie nie pasuje do tych znanych wszystkim schematow, tak bardzo staram sie zyc normalnie, chodzic z psem na spacery, odwiedzac dzieci i wnuki, zartowac i cieszyc drobnostkami. I malo kto zdaje sobie sprawe z powagi sytuacji. Tak jest wygodniej.
UsuńMam nadzieję że wywalenie z siebie pomoże. Ale nie można bez leczenia. To choroba śmiertelna!!
OdpowiedzUsuńKiedyś sama w nią nie wierzyłam. Mea kulpa ...
Teraz się jej boję bo widzę znajomych ciężko chorych i widzę jak ciężko z tego wyjść.
Dbaj o siebie
Alez ja sie lecze, tylko gowno to wszystko pomaga.
UsuńWiem
UsuńDlatego to takie trudne
Człowiek robi co może A tu guzik
Naprawdę czasem lepiej mieć jakiegoś raka..
Jedno warte drugiego, jedno i drugie bywa smiertelne, ale bywa tez uleczalne. To loteria.
UsuńMoja mama kilka lat przed śmiercią przestała wstawać z łóżka, prawie się nie odzywała, była apatyczna i w końcu trafiła do szpitala psychiatrycznego. Potwornie się bałam, że to depresja i może trudno to sobie wyobrazić, ale kiedy dowiedziałam się, że przyczyną jest guz mózgu, odczułam ulgę (oczywiście leczenie przyniosło poprawę jej stanu, choć i tak mama wkrótce odeszła).
OdpowiedzUsuńMam nieśmiałą nadzieję, że pomoże choć odrobinę to, że nam tutaj - i zapewne wielu innym ludziom - na Tobie zależy, choć w świetle wiedzy na temat tej choroby, nadzieja to niewielka...
Wzruszasz mnie, Ninka. A tu nic nie sprzyja polepszeniu, nawet sytuacja polityczna przeciwko mnie.
UsuńAniu, dobrze, że głośno zaczynasz o tym mówić. Mogę Cię tylko wysłuchać. Dzwoń, pisz, bo trzeba się wygadać. Przytulam
OdpowiedzUsuńJa nie zaczynam, ja mowie o tym otwarcie juz od lat, nigdy nie robilam tajemnicy ze swojej choroby.
UsuńI można o tym trąbić publicznie, tłumaczyć wszem i wobec, pisać na blogu, a na koniec i tak znajdzie się jakaś tępa krowa, która Ci nawtyka, że to wszystko przez Twoją niewiarę w dobrą bozię lub druga, która uzna, że to wszystko Twoje wymysły i że trzeba być zawsze optymistką tak jak ona.
OdpowiedzUsuńJakby mi tu ktos z boziom i modlitfom wyskoczyl, to chyba bym zamordowala. Zebralabym resztke sil do kupy i zabila na smierc. Drugiej moglabym probowac cos wytlumaczyc.
UsuńZapewniam, że istnieją jednostki żelbetonowo odporne na wiedzę. Doświadczyłam na sobie bardzo mocno takiej "życzliwości", dlatego komentarz wyżej napisałam o tępocie.
UsuńChyba że jest to tępota pozorowana, a celem jest wredność.
UsuńA czy to nie wszystko jedno? Co najmniej w tym stanie. Jednym uchem wpuscic, drugim wyrzucic i zapomniec.
UsuńTyle, że mam taką nieprzyjemna przypadłość - tępota i tumaństwo mnie wkurwiają.
UsuńJa juz nawet nie mam sily sie wqrwiac.
UsuńKwadratura koła. Nie mam komentarza, bo każdy byłby fatalny. Wiesz, dziekuje Bogu,że jestem optymistką i mam apetyt na życie. Mam nadzieję,że mnie ta choroba nigdy nie dopadnie. Chorym mogę tylko współczuć. Chociaż, zapewne mają gdzieś moje współczucie.
OdpowiedzUsuńDD, Twoj wpis swiadcza, ze masz niewielkie pojecie o tej chorobie, skoro uwazasz, ze Twoj wrodzony optymizm cokolwiek by pomogl, gdyby Ci sie swiat zawalil albo rozsypal w kawalki. Jedno z drugim ma tyle wspolnego, co leczenie raka witaminami lewoskretnymi. Znam nie takich optymistow, ktorzy juz ziemie gryza, bo nie dali rady chorobie.
UsuńJak napisalas, depresja ma swoje przyczyny i te przyczyny nalezy leczyc, zwalczac badz usuwac. Wielu chorych nie zdaje sobie sprawy, ze depresja dzieje sie u nich z powodu nieprawidlowych reakcji chemicznych zachodzacych w mozgu, a te sa spowodowane albo niedoborem jakiegos pierwiatka albo ukryta choroba. Oczywiscie upraszczam bardzo, ale zrozumienie powodu depresji w znacznym stopniu ulatwia zycie osobie chorej. I od tego sa psychologowie, od naprowadzenia chorego na wlasciwy tor myslenia, a nie od wysluchiwania zali. Jedno jest pewne, swiata nie da sie zmienic, ale da sie zmienic siebie. Depresji to moze nie wyleczy, ale pozwoli zrozumiec co sie w nas dzieje i dlaczego. Moze to brzmi dziwnie ale samo zrozumienie ze sie jest chorym na depresje (a nie na przyklad wrednym odludkiem) to pierwszy krok do ogarniecia choroby. Zrozumiec dlaczego sie zachorowalo jest bardzo wazne.
OdpowiedzUsuńNie chce sie tu wymadrzac, nie jestem specjalista, ale uwazam, ze wszystko ma swoje przyczyny. A znajac przyczyny latwiej sie zyje.
Ja niby znam te przyczyny, walkowana bylam w te i nazad przez roznych psychoterapeutow, probowano robic ze mna rozne rzeczy, ale ja jakas odporna jestem. Co najmniej jednak wielokrotnie probowalam. Teraz to juz nic mi sie nie chce, bo to i tak nic nie da.
UsuńNo niestety, my baby jestesmy tak skontsruowane ze za duzo myslimy, dlatego podobno jest o wieloe wiecej kobiet z depresja niz facetow. W dodatku rzadza nami hormony a to pomaga odwrotnie.
UsuńA moze... mojej nadpobudliwej siostrze poradzilam zmienic kolor scian na spokojniejszy i wedlug niej podzialalo :-) Wiem ze lubisz czarny, ale moze sugestia ze zmiana kolorow Ci sie spodoba :-)
Przede wszystkim kobiety nie wahaja sie przyznac do depresji i podjac leczenie. Facetow jest prawdopodobnie tyle samo, ale sa jeszcze niezdiagnozowani, bo psychiatra, bo to niemeskie i takie tam.
UsuńNie no, w chalupie nie mam czarnych scian, a moj blog to przeciez moj znak firmowy i nie bede nic w nim zmieniala, no co Ty!
Trudny temat bo o bardzo trudnej chorobie w ktorej ciezko pomoc. Jak piszesz nalezaloby wyeliminowac przyczyny, to podstawa leczenia. Napewno rola rodziny ma znaczenie i poparcie, zrozumienie od niej byloby wielce pomocne, ulatwiloby zmagania.
OdpowiedzUsuńMy, blogowi znajomi i przyjaciele, chetnie i z calego serca sluzymy wsparciem i przytulanami - bardzo pragniemy Twego zdrowia, kochana.
W zyciu nadchodzi taki moment, kiedy przestaje sie chciec, ja juz ten etap osiagnelam. Juz nic mi sie nie chce, chcialabym tylko bezbolesnie umrzec.
UsuńMoj syn cierpi na depresje od lat, dopiero niedawno zaczal z tego wychodzic ... on sam wie i przyznaje,ze to jest " chemical imbalance" , zaburzenia chemii mozgu , ktora dziala pod wplywem hormonow i innych czynnikow- i tylko odpowiednie leki moga to ustabilizowac Jest lepiej ale jeszcze daleka droga . Oby Tobie rowniez sie udalo Pantero
OdpowiedzUsuńGdybym ja sie chemicznie nie stabilizowala, nie mialybysmy dzisiaj okazji ze soba porozmawiac. Moze powinnam zmienic dawkowanie, ale po to trzeba by pojsc do znachora, a mnie sie nie chce. Ehhh... bledne kolo.
UsuńNie potrafie nic napisac, bo wszystko co przychodzi mi do glowy jest i tak nieadekwatne do Twojej sytuacji. Moge tylko powiedziec, ze staram sie zrozumiec.
OdpowiedzUsuńStaram sie, bo nparawde zrozumiec to moze ktos kto przezywa to samo.
Nie bede pocieszac, nie bede glaskac ani obiecywac trzymania kciukow, po prostu bede pamietac i ciagle starac sie zrozumiec.
To naprawde duzo. Dziekuje.
UsuńMówienie, że ma się dla kogo żyć jest nonsensem, kiedy nie chce się żyć dla samego siebie. Obowiązki związane z rodziną, raczej też głupio wtedy przywoływać. Myślę, że na remedium trzeba trafić samemu. Medykamenty tylko zagłuszają objawy, a gdzie leczenie przyczyn?
OdpowiedzUsuńDepresja jest jak polip, patologiczna forma rozsiewająca wokół siebie podłe wirusy. Zlikwidować trzeba polip.
Ja juz to przerabialam i przyczyny sa znane, ale nie da sie ich wyeliminowac, wiec choroba jest nieuleczalna. I nic sie nie da zrobic, mozna jedynie zagluszac sie medykamentami. I tak od blisko 20 lat.
UsuńWspółczuję.
UsuńTrzeba nieustannie walczyć o osobę chorą na depresję, bo kiedy ona w końcu się "odważy" pociągnie za sobą kolejne. Zostawi po sobie zgliszcza i niezabliźnione do końca życia rany. Wszystko, co napisałaś to prawda i smutna rzeczywistość i tylko nielicznym udaje się odnaleźć w sobie siłę, żeby wrócić do świata żywych.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię serdecznie z mojego pola walki.
Trzeba przede wszystkim zaakceptowac obecnosc choroby, a potem dopiero z nia walczyc, z nia i o osobe. Jesli jednak traktuje sie chorego jak hipochondryka, ktory sobie wymysla i wmawia, to nic z tego.
UsuńI tu Cię Anusia dobrze rozumiem. Też usłyszałam w głosie mocną kpinę i słowa "ten udar sobie wymyśliłaś", a ja już 8 lat walczę z jego skutkami... ech
UsuńUdar jest choroba, ktora mozna zobaczyc, zbadac, zdiagnozowac, ktora pozostawia jakies slady, jak niedowlad czy cos w tym rodzaju. Depresja diagnozowana jest na podstawie tego, co bredzi pacjent, a bredzic mozna naprawde przerozne androny. Tu lezy roznica.
UsuńTak, jak inni pisali - nie wiem, co napisać, bo cokolwiek to będzie, to i tak kicha.
OdpowiedzUsuńPrzykro mi, Aniu, ale dobrze, że o tym piszesz.
Wiem, Lidus...
Usuńalbo jak ktoś Ci mówi "nie szukaj sobie choroby" .... nie jesteś w stanie wytłumaczyć, nic a nic nie dociera do ignorantów. Ja miałam na odwrót, mogłam spać cały czas , nie wyłazić spod kołdry, spać i nie budzić się .... ale każdy inaczej przechodzi....
OdpowiedzUsuńJa zmuszam sie poniekad do aktywnosci, bo wydaje mi sie, ze jesli sie poddam, to bedzie to koniec. Poza tym bardzo pomaga mi obecnosc zwierzat, dla nich nie chce sie poddawac
UsuńProblemem jest jakaś ciągła większa czy mniejsza, zamierzona bardziej czy mniej stygmatyzacja chorych z depresją czy podobnymi chorobami. Są ludzie, którzy doszukują się w tym nie wiadomo czego, próbują wyrzucić poza margines społeczeństwa chorych. A wtedy wychodzi na to, że to tak postępujący mają większy problem ze sobą.
OdpowiedzUsuńJakaś nadzieja wiąże się z tym według mnie, że coraz więcej znanych osób przyznaje się do korzystania z porad psychologa/terapeuty/psychiatry i to z różnych przyczyn. Może dla niektórych dotkniętych podobnymi problemami będzie to impuls do jakiegoś działania, może impuls dla rodziny itd.
Po prostu nigdy wcześniej tak blisko nie przyglądałem się Szwecji i Szwedom. Jak dla mnie ich podejście przeczy logice od A do Z. I mówię to jako zwolennik raczej lewicowych ruchów (ale widać jeszcze nie skrajnie lewicowych).
Pozdrawiam!
Nigdy nie mialam problemu z przyznawaniem sie do choroby, to cecha polskiego zascianka, "psychiczny/a", "zolte papiery" i inne podobne schematy.
UsuńTego, co sie dzieje w Szwecji, nie mozna juz nawet podpiac pod lewicowosc, to jest juz paranoja poprawnopolityczna, totalne przegiecie. Ten narod zasluzyl sobie w pelni na to, co sie z nimi stanie za 10-20 lat, przestana istniec, a reszta zostanie przymusowo zislamizowana i sprowadzona do roli niewolnikow.
I to jest już jakiś malutki element leczniczy chyba, zresztą w innych chorobach jest podobnie. Ja na przykład nie widzę problemu, by coś niecoś opowiedzieć o mojej przygodzie z tarczycą (której już nie mam). A są ludzie, którzy nie przyznają się nigdy do jakiegoś guzka gdzieś w sobie, o nowotworze nie mówiąc. Z drugiej strony są też takie osoby co od razu uciekają od takiego pacjenta zostawiając go na pastwę losu. Jakby mógł ich zarazić czy nie wiem coś jeszcze.
UsuńW Szwecji byłem raz na wyciecze i właściwie nie mam żadnych związków z tym krajem. Nie będę jakoś rozpaczał nad głupotą ludzi u jego steru i obywateli.
Do choroby wenerycznej pewnie bym sie tak otwarcie nie przyznala, ale choroba duszy to naprawde nic wstydliwego. ;)
UsuńWłaściwie miałam pomilczeć na temat, bo wszystko powiedziałaś. Ale. Dokladnie w Getyndze jest dobra klinika w tym temacie, a czy brałaś już pod uwagę kilkutygodniową rehabilitację w specjalistycznym osrodku? Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBylam tam przez kilka lat na terapii ambulatoryjnej, dopoki moja terapeutka nie otworzyla sobie prywatnej praktyki dla prywatnych pacjentow. Nie chce leczenia stacjonarnego, nie odnalazlabym sie, umarlabym z tesknoty za futrami. To zupelnie odpada.
UsuńUważam, że depresja jest jedną z najgorszych chorób współczesnych czasów. Choroba naszego umysłu, naszego wnętrza i każdy z chorych przechodzi ją inaczej.
OdpowiedzUsuńRozumiem Twój ból.
A najgorsze w tym wszystkim jest to, ze atakuje coraz mlodszych pacjentow, juz nawet dzieci traca poczucie bezpieczenstwa w tym chorym swiecie.
UsuńTak, wiem. Mamy taki przypadek w rodzinie. Jest beznadziejnie.
OdpowiedzUsuńTyle dzieci popelnia samobojstwa i nic sie z tym nie robi, dopuszcza sie do mobbingu w szkolach. Internet tez sie przyczynia.
UsuńNie skomentuje, bo nie jestem kompetentna, a szkoda, moze bym cos genialnego napisala? Przytulaj sie do swoich futer, to pomaga, ja tez to za tydzien zastosuje...
OdpowiedzUsuńSerdecznosci :)
Dla nich warto sie pomeczyc zyciem.
UsuńAch, Pantero. Pomilczę sobie wymownie, myśląc o Tobie.
OdpowiedzUsuńChciałabym bardzo, by było Ci lepiej, ale co Ci z tego mojego chcenia?
Nawet sobie nie wyobrazasz, jak ja bym chciala... Jakos ciagne.
UsuńGdyby o depresji mówiło się więcej i bardziej otwarcie, ludzie wiedzieliby jak rozmawiać i jak być z osobą dotkniętą tym cholerstwem, zamiast androny pleść, aczkolwiek często w najlepszej wierze i z chęci pomocy. Coś się niby zmienia w tej kwestii, ale i tak nadal taka diagnoza to poniekąd piętno.
OdpowiedzUsuńNa szczescie depresja przestala byc tematem tabu i coraz wiecej ludzi wie o niej coraz wiecej. A tak apropopo to dzisiaj jest swiatowy dzien depresji.
UsuńTo jest takie trudne, tak ciezko przelozyc na slowa to co sie czuje ....
OdpowiedzUsuńJa nie mam az tak ciezkiej depresji jak Ty, bo mam dlugie okresy kiedy nie musze brac lekow.
A co w tym jest dla mnie najgorsze, to bol, to nie jest bol fizyczny, tudno to okreslic ... trudno okreslic co boli ... ale boli jak cholera ... jak boli fizycznie gdzies pod zebrem, w prawym boku, czy w lewym posladku ... to jest lajcik, bo wiesz gdzie, wiesz jak usiasc zeby nie urazic, jak stapac zeby bolalo mniej, a jak boli Ci "dusza" to chce Ci sie wyc i kurwa nic nie mozesz zrobic zeby nie urazic i nawet zawyc nie mozesz, bo nie masz sily, bo bol Cie tych sil pozbawil ..
Wiem, wiem ze masz gorzej, duzo, duzo gorzej i jestem wdzieczna losowi, ze ja potrafie sobie radzic przez jakis czas bez lekow ... ale bywaja dni kiedy nie potrafie sie do niczego zmobilizowac, chociaz moje hobby daje ukojenie, pozwala uciec myslom, moje koty odwracaja uwage od ..., a wlasciwie to wchodza z butami o to, zeby zwrocic uwage na nie, bo jesc, bo poglaskac, bo one sa ... i to jest dobre, niejednokrotnie powtarzam, ze gdybym ich nie miala to pewnie dawno byla bym w domu bez klamek ... Teraz tez mam dosc ciezki okres, swieta nie byly dla mnie laskawe, odchorowalam je, powoli zaczynam zbierac sie z podlogi ...
Zycze Ci lepszych dni, pomimo wszystko ... Sama nie wiem ... moze byle do wiosny ...
Pewne ukojenie przynosi aktywnosc na swiezym powietrzu, te spacery z Toyka, ale... Niestety cos wlazlo mi w kolano, bol wprawdzie do zniesienia, lecz ograniczajacy aktywnosc i chyba skonczy sie to operacja, czekam na termin rezonansu. Mnie swieta tez wyjatkowo nie sluza, a do tego pogoda byla straszna, prawie tylko padalo, wiec czas spedzalo sie w domu, to tez przyczynilo sie do pogorszenia.
UsuńZobaczymy, jakos zyc trzeba, a jak sie przeleje, to pomysle, co z tym zrobic. Mnie przestalo juz zalezec na czymkolwiek.
Nic nie powiem, bo coż mogę. Jedynie wysluchać, przeczytać, być.Przytulam!
OdpowiedzUsuńJedynie? To naprawde duzo, Dorka.
UsuńPrzez kilka lat swieta byly nawet fajne, nawet te gdzie mama juz byla chora, ale ostatnie mnie dobily, jedna osoba nie mogac sobie poradzic ze sprzeczymi informacjami wylala sfoje frustracje na nas i nic to, ze potem sie przyznala, ze przecholowala chociaz nie powiedziala nam tego osobiscie ...
OdpowiedzUsuńTak to prawda, ze spacery sporo daja, ale ja to chyba jestem nienormalna, bo lubie chodzic, ale najwiecej wysilku kosztuje mnie samo wyjscie z domu, zawsze mam jakas wymowke ... czasem zadaje sobie pytanie, czy to nie jkas lekka forma agorafobi, bo zawsze najgorzej jest wyjsc, jak juz wyjde jest dobrze ... Cholera chyba za duzo mam w glowie tych dziwactw, czasem jest spoko, ale czasem tak trudno sobie z tym wszystkim radzic ...
Mam dokladnie tak samo, wyjsc z domu to meczarnia, a potem juz z gorki. Moze to typowy objaw?
Usuń